Sytuacja na rynku usług prawnych nie była tak dynamiczna od co najmniej dziesięciu lat, kiedy doszło do radykalnego otwarcia korporacji. Lawina ruszyła. Od tego czasu tysiące młodych ludzi regularnie zasilają rynek. I ta tendencja w najbliższych latach raczej się nie zmieni. Pokazuje to niezmiennie duże zainteresowanie studiami prawniczymi wśród młodych ludzi.
Obserwując rynek, można jednak odnieść wrażenie, że istnieją na nim dwa równoległe światy.
Świat starszych, okrzepłych na rynku prawników, z których część aktywnie angażuje się w życie samorządu na różnych płaszczyznach. To oni są beneficjentami wyjazdów integracyjnych, korporacyjnych domów wypoczynkowych, balów, rozlicznych turniejów golfowych, jachtowych, tenisowych, narciarskich i innych.
I jest świat młodych adwokatów i radców, tak inny niż jeszcze przed dekadą, w którym linia uczeń – mistrz rysowała się wyraźnie i determinowała przyszłe postawy. Teraz, kiedy tłoczno jest już na początku aplikacji, na szkoleniach, „w polowaniu" na patrona, ta linia się zamazała. Ci ludzie, wchodząc na rynek, pozostawieni samym sobie, zderzają się z brutalną rzeczywistością. Mają zazwyczaj do wyboru zaciśnięcie zębów i samodzielną walkę o klientów lub bycie tanią siłą roboczą dla innych – jak to ujął kiedyś jeden z właścicieli dużej warszawskiej kancelarii.
Dla nich korporacja to płacenie składek i otrzymywanie regularnie samorządowego pisma. Jest też sąd dyscyplinarny. I na tym korporacyjny świat się kończy.