Postępowania dyscyplinarne są jawne od wielu lat, ale nigdy nie budziły takiego zainteresowania jak obecnie. W sumie nic dziwnego – sądownictwo od dwóch lat znalazło się na głównej linii ostrego sporu politycznego, a postępowania dyscyplinarne są niewątpliwie oczkiem w głowie obecnych władz. Nowe instytucje, w postaci rzeczników dyscyplinarnych szczebla centralnego, sądów dyscyplinarnych przy apelacjach czy wreszcie Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego, budzą uzasadnione zainteresowanie. Zwłaszcza że wraz z wprowadzeniem nowej procedury dyscyplinarnej wieszczono wręcz hekatombę w środowisku sędziowskim.
Czytaj także: Dyscyplinarki sędziów: nie każda głupota stanowi delikt
Wiele zależy od tego, kto i w jaki sposób będzie te nowe narzędzia stosował. Pierwsze przykłady nowych postępowań dyscyplinarnych mamy już za sobą. Nie widać w nich żadnego specjalnego zaostrzenia. Mamy raczej do czynienia z kontynuacją linii orzecznictwa zawartej w komentarzu autorstwa sędziego Kozielewicza. Ba, w jednej z pierwszych spraw nie zostało nawet uwzględnione odwołanie ministra sprawiedliwości. Na podstawie tych pierwszych spraw nie da się obronić tezy o zaostrzeniu odpowiedzialności dyscyplinarnej oraz pełnej zależności sędziów SN od ministra.
Strzelba już załadowana
Podobnie zresztą jest w postępowaniach pierwszej instancji, znanych mi z własnego doświadczenia, jako sędziego sądu dyscyplinarnego. Tu również gwałtownego zwiększenia represji nie widać. Nie tylko nie zapadają drakońskie orzeczenia, ale wręcz nie uwzględnia się zażalenia ministra sprawiedliwości na odmowę wszczęcia postępowania dyscyplinarnego. Plusem jest uczestnictwo w sądach dyscyplinarnych sędziów różnych szczebli, dzięki czemu stały się one mniej oderwane od rzeczywistości niż dotychczasowe składy złożone wyłącznie z sędziów apelacyjnych. Jak widać, obawy o niezawisłość sędziów orzekających w składach dyscyplinarnych na tym szczeblu okazują się na wyrost, nawet jeśli zostali oni powołani arbitralną decyzją ministra.
Faktem jest, że dotychczasowe orzecznictwo dotyczy deliktów o charakterze pospolitym. Nie trafiły dotąd na wokandę sprawy z pierwszych stron gazet. I nie wiadomo, jak w takich właśnie sprawach może zachować się Izba Dyscyplinarna SN. Nie jestem zwolennikiem ataku paniki, ale przyznać trzeba, że wyłonienie sędziów tej izby budzi zastrzeżenia tak pod względem formalnym (bardzo pospieszna procedura), jak i merytorycznym (wyraźna nadreprezentacja prokuratorów). To oczywiście niczego nie przesądza, ale na pewno trzeba przyglądać się działaniom izby. Mówiąc obrazowo – wisząca dotąd na ścianie strzelba została zdjęta i załadowana. Czy ktoś pociągnie za spust? Zobaczymy. To przyszłość.