Przenieśmy się zatem w czasie do 25 stycznia 1077 r., a w przestrzeni do małego grodu na północy Italii, nad którym górował niewielki zamek. To była bardzo mroźna noc. W prowincji Emilia nawet w styczniu takie spadki temperatury i śnieżyce są rzadkością. Ta ponura aura pogłębiała dotkliwość kary dla klęczącego w śniegu pod zamkowymi murami młodego mężczyzny. Musiał naprawdę cierpieć, ponieważ był odziany jedynie w worek z powrozem na szyi.

Jeszcze rok wcześniej przed tym 26-latkiem drżeli najpotężniejsi niemieccy możnowładcy, europejscy książęta i królowie oddawali mu hołd, uznając jego honorowe pierwszeństwo, poddani niższych stanów nawet nie ośmielali się o nim myśleć. Teraz jednak, zbolały, walczący z przeszywającym ciało zimnem, coraz słabszym głosem błagał o przebaczenie przebywającego w zamku papieża Grzegorza VII. Biskup Rzymu pojawiał się raz po raz na murach, rzucał na pątnika ponure spojrzenie i niewzruszony wracał do swoich ciepłych komnat. Tam jednak z niepokojem zaczął dostrzegać w swoim otoczeniu narastające współczucie dla klęczącego pod murami nieszczęśnika. Zrozumiał, że przeciwnik doskonale wyczuł mechanizmy toczącej się wojny. Papież powoli tracił możliwość wyboru. Święty cesarz rzymski i król niemiecki nie mógł przecież umrzeć w wyniku hipotermii pod murami zamku Kanossa. Najwyższy kapłan osiągnął wszak swój cel. Pokazał niepokornemu monarsze, że prawo decydowania o inwestyturze kościelnej przysługuje jedynie następcy św. Piotra.

Jeszcze przed wyborem na papieża ojciec Hildebrandt był jednym z duchowych przywódców ruchu reformatorskiego wewnątrz Kościoła. Benedyktyńskie opactwo św. Piotra i Pawła w Cluny było prężnym ośrodkiem propagującym ideę uniwersalizmu papieskiego. Opierając się na słowach Jezusa Chrystusa wyznaczającego Szymona Piotra na przywódcę całej wspólnoty wiernych, zwolennicy uniwersalizmu papieskiego wierzyli, że biskup Rzymu jest regentem Chrystusa na ziemi i ma zwierzchność nad wszelką władzą.

Z oczywistych powodów cesarz Henryk IV kwestionował uniwersalizm papieski i przypisywał sobie prawo do nadawania godności kościelnych. Spór zaostrzył się do tego stopnia, że cesarz oficjalnie wypowiedział papieżowi wszelkie posłuszeństwo. Europa uznała to za zamach na prawa, jakie od tysiąca lat przysługiwały następcy Księcia Apostołów. Grzegorz VII musiał w ostateczności sięgnąć po najstraszniejszą broń, jaką miał w swoim arsenale. Obłożył Henryka IV ekskomuniką, czyli wykluczeniem z życia religijnego. W późnym średniowieczu było to równoznaczne ze śmiercią cywilną. Człowiek obłożony anatemą papieską tracił wszelkie prawa istoty ludzkiej. Niezależnie od tego, kim był wcześniej, jego statut spadał do poziomu trędowatych. Rozzłoszczony Henryk IV uznał, że nie ma już nic do stracenia. Ruszył zatem z wojskiem na Rzym. Im bardziej zbliżał się do Wiecznego Miasta, tym częściej dochodziły go wieści, że coraz więcej możnowładców niemieckich aprobuje papieską decyzję. W tym czasie papież z dworem uciekł z Rzymu i skierował się do regionu Emilia. Pontifex zatrzymał się w fortecy w miejscowości Kanossa. Henryk natychmiast skierował tam swoje wojsko, ale kiedy dotarł z nim na miejsce, był już bankrutem politycznym. Mógł dalej iść w zaparte i zrealizować plan zemsty na niepokornym duchownym, ale zrozumiał, że uchronić go może jedynie pokora wobec najwyższego kapłana. Dopiero po trzech dniach Grzegorz VII zdjął ekskomunikę z cesarza, ratując jego przyszłość polityczną. Ta decyzja siedem lat później będzie go kosztować utratę tiary. Na zakończenie lekcji poprosiłbym uczniów, żeby w domu napisali rozprawkę o tym, kto w ich opinii naprawdę wygrał w Kanossie i dlaczego zaufanie trudno się pozyskuje, za to błyskawicznie traci.