Tajemniczy telegram
Rano 2 kwietnia, w Niedzielę Palmową, najpewniej po mszy w kościele Zbawiciela, Sławek przyjmował w swym mieszkaniu kilkoro przyjaciół. Udało się ustalić, że byli wśród nich Bohdan Podoski, współtwórca (wraz ze Sławkiem) konstytucji kwietniowej, były minister skarbu Ignacy Matuszewski i ówczesna życiowa partnerka Sławka Maria Herburtówna, zajmująca się sprawami społecznymi w kancelarii cywilnej prezydenta. W poniedziałek rano pułkownik planował wyjazd z Michałem Brzękiem-Osińskim do Racławic, do dworku, który ofiarowali mu koledzy posłowie z byłego BBWR. W obecności przyjaciół telefonicznie zamawiał jeszcze konną bryczkę na stację kolejową. Był jasny, słoneczny dzień. Nic nie zapowiadało tragedii.
Wczesnym popołudniem na al. Szucha 16 m. 7 dostarczono telegram. Do dzisiaj nikt nie poznał jego treści. Musiała być jednak porażająca, skoro Sławek wyprosił gości, przebrał się w wizytowy garnitur z baretkami odznaczeń, po czym zaczął segregować i palić prywatne dokumenty. Jakie dokumenty? Tego też nikt i nigdy się nie dowiedział. Historia przyjmuje, że musiały to być dokumenty kompromitujące albo samego Sławka, albo jakąś grupę, a może organizację polityczną planującą czy przygotowującą jakąś akcję, a może nawet zamach polityczny. Na kogo – nie wiadomo. Na kiedy – nie wiadomo. Historia przebąkuje o związaniu się Sławka z dawną Organizacją Bojową PPS, a ówczesną opozycją polityczną, z Tomaszem Arciszewskim, z Kazimierzem Pużakiem, nawet z Mieczysławem Niedziałkowskim czy ludowcem Maciejem Ratajem. Ale od przebąkiwań historii do choćby najmniejszej pewności droga wydaje się jeszcze daleka. Wiadomo jedynie tyle, że na początku marca 1939 r. podczas pogrzebu prof. Władysława Zawadzkiego, ministra skarbu w rządzie Aleksandra Prystora, a później w rządzie Walerego Sławka, nagle Sławek podszedł do Niedziałkowskiego. Ludzie wstrzymali oddech, bo wszyscy znali historię z 1928 r., kiedy to Sławek w związku z jakąś awanturą w Sejmie wyzwał na pojedynek Niedziałkowskiego, a ten od pojedynku mało grzecznie się uchylił. Sławek nie miał jednak żadnych złych zamiarów – podszedł do Niedziałkowskiego i ucałował go w czoło. Taki był Sławek. Mówiono: człowiek tajemnica. Czy ów pocałunek miał być gestem zgody, spóźnionymi przeprosinami czy zaproszeniem do współpracy? Tego nikt nie wie.
List samobójcy
Teraz pułkownik Sławek palił jakieś konspiracyjne, kompromitujące dokumenty. Następnie usiadł przy biurku i napisał kilka listów. Jeden do prezydenta Mościckiego, drugi do przyjaciela, byłego premiera Aleksandra Prystora. Przy tym nie wiadomo, dlaczego pisał, skoro Prystor mieszkał dwa piętra wyżej w tym samym budynku. Prawdę mówiąc, nie wiadomo, czy w ogóle pisał, bo żaden pożegnalny list Sławka nigdy nie został ujawniony. Tylko ten jeden zapis na pojedynczej kartce papieru: „Odbieram sobie życie. Nikogo proszę nie winić. W. Sławek". Niżej dopisek: „Spaliłem papiery o charakterze prywatnym, a także wręczone mi w zaufaniu. Jeżeli nie wszystkie, proszę pokrzywdzonych o wybaczenie. Bóg wszystkowidzący może mi wybaczy moje grzechy i ten ostatni". Przedśmiertny zapis „nikogo proszę nie winić" najpewniej należy czytać: nikt nie jest winien. Warto spróbować go zinterpretować, ponieważ w literaturze przedmiotu występuje także inny zapis tego ostatniego listu samobójcy: „Niech nikt nie szuka winnych". Jak się wydaje, należy to czytać i rozumieć tak: są winni, ale nie chcę, by ich szukano. Prawdę mówiąc, próba ustalenia, co jest, a co nie jest prawdą w tej historii, całkowicie mija się z celem. Oto bowiem, jak udało się ustalić, do mieszkania płk. Walerego Sławka jeszcze tego tragicznego wieczoru weszła prokuratura (nie wiadomo – cywilna czy wojskowa) i zarekwirowała wszystkie dokumenty. Nikt ich już więcej nie miał zobaczyć. Całą korespondencję Sławka z lat walki, szyfrowane notatki z najtajniejszych misji zlecanych Sławkowi przez marszałka Piłsudskiego, dokumenty przechowywane do przyszłego pamiętnika, fotografie, pamiątki rodzinne, słowem – wszystko!
Spisek pułkowników?
Historii nie udało się nigdy ustalić, kto był w sprawie tej śmierci przesłuchiwany, zatrzymany czy może nawet aresztowany. Bo być może był. Jerzy Marek Nowakowski, chyba jedyny do dzisiaj biograf pułkownika Sławka, wśród innych dokumentów przywołuje fragment listu premiera Kazimierza Bartla do premiera Aleksandra Prystora, w którym Bartel, matematyk, umysł ścisły i precyzyjny, pisze: „Z tą śmiercią, taką, jaką była i jaką się stała, nie można pogodzić się nigdy". Co to znaczy: „jaką była i jaką się stała"? Czy on pisze o dwóch różnych obrazach tej samej śmierci, czy daje do zrozumienia, że chodzi o jakąś mistyfikację, której w tej sprawie się dopuszczono? Czy w tym jednym krótkim zdaniu zapisane zostało jakieś oskarżenie? Nic nie wiadomo.
Przed laty do „Rewizji nadzwyczajnej", programu Telewizji Polskiej podejmującego niewyjaśnione sprawy w historii, napłynęła informacja dr. Krzysztofa Nowaka z Instytutu Historii Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Dotarł on do sensacyjnej wręcz relacji Józefa Ostafina, posła ziemi krośnieńskiej, złożonej na ręce Leonarda Guziura w 1940 r. Dotyczyła ona obecności posła Ostafina wraz z niewidomym posłem Edwinem Wagnerem na konspiracyjnym nocnym spotkaniu w podziemiach Banku Gospodarstwa Krajowego w Warszawie w marcu 1939 r. Zebraniu przewodniczyli pułkownicy (Ignacy) Matuszewski i (Jan?) Modzelewski. Przekonywali, że Hitler szykuje się do ataku na Polskę, a rządząca ekipa jest za słaba, by się niebezpieczeństwu przeciwstawić. Należy zatem ująć ster władzy w silne pułkownikowskie ręce. Może to zapewnić zamach stanu. Mościckiego winien zastąpić Sławek, premierem zaś należy uczynić Modzelewskiego. Konkretne plany postanowiono przechować u płk. Sławka, który w zebraniu nie uczestniczył... Zbulwersowani treścią spotkania posłowie poinformowali o planowanym zamachu księdza Humpolę, kapelana prezydenta Mościckiego. Powiadomiony o wszystkim Mościcki porozumiał się z marszałkiem Śmigłym i wspólnie zadecydowali o koniecznym aresztowaniu płk. Walerego Sławka i rewizji w jego mieszkaniu. Według posła Józefa Ostafina te właśnie wydarzenia spowodowały samobójstwo Walerego Sławka, który, odbierając sobie życie, chciał uniknąć kompromitacji i hańby.
Jeśli więc ta relacja oparta jest na prawdzie, to w depeszy, którą Sławek otrzymał wczesnym popołudniem w Niedzielę Palmową, najpewniej zostało zapisane ostrzeżenie przed bliską rewizją i aresztowaniem. Tak utrzymywał w swojej relacji przytoczonej w „Rewizji nadzwyczajnej" sędzia Ignacy Wielgus z Kalwarii Zebrzydowskiej, powołujący się na swoje rozmowy z generałami Marianem Kukielem i Józefem Hallerem, odbyte w maju 1939 r. Obaj generałowie mieli szeroką wiedzę o spisku i planowanym zamachu stanu. Na stanowisko prezydenta zgodnie z wolą marszałka Piłsudskiego planowany był Walery Sławek, a w rządzie byłego premiera Leona Kozłowskiego stanowisko ministra spraw wewnętrznych miał objąć Kazimierz Pużak. Jak wynika z relacji sędziego Wielgusa, planom zamachu miał sprzyjać pozostający w konflikcie z marszałkiem Edwardem Rydzem-Śmigłym gen. Kazimierz Sosnkowski, który przekonywał Sławka o konieczności porozumienia z Niemcami, by za wszelką cenę uniknąć konfliktu zbrojnego, do którego Polska była zupełnie nieprzygotowana...