Od początku mojej aktywności publicznej przyświecało pewne marzenie. Marzenie o Polsce, w której wszyscy jesteśmy różni, ale każdy jest równie ważny. O Polsce, gdzie wszyscy będziemy tworzyć wspólnotę, która nikogo nie wyklucza i nikogo nie pozostawia z tyłu. Właśnie ta nadzieja i to marzenie dają mi odwagę i energię do działania.
Polski nie stać już na dłuższe trwanie w jałowym politycznym sporze pomiędzy dwoma głównymi partiami. Istnieje model państwa poza liberalizmem i prawicowym konserwatyzmem. Dychotomia, przed którą stawiają nas główne partie polityczne w Polsce, jest fałszywa. Chcę Polkom i Polakom zaproponować inny wybór. Nieodżałowany prof. Karol Modzelewskiego w jednym z wywiadów powiedział: „ze szczytnego hasła »wolność, równość, braterstwo« w III RP wyszła nam tylko wolność".
Przez osiem lat liberalnych rządów priorytetem był wzrost gospodarczy i wskaźnik PKB, a nie poziom zarobków, wyrównywanie szans i nierówności społecznych, dbałość o czyste środowisko czy jakość usług publicznych. Całe grupy społeczne i duże obszary państwa zostały opuszczone, pozostawione swojemu losowi. Prawa kobiet, mniejszości, ochrona środowiska, nowoczesna edukacja, sprawna służba zdrowia, sprawne, informatyczne państwo – wszystko to było odkładane ad acta, z odręcznym dopiskiem „jeszcze nie czas". „Ciepła woda w kranie" przypominała administrację nastawioną na trwanie, a nie politykę z wizją przyszłości, inspirującą Polki i Polaków. „Zmień pracę, weź kredyt" aż nadto przypominały „niech jedzą ciastka" Marii Antoniny. Jej rządy zakończyła rewolucja francuska.
Trudno się dziwić, że kiedy populiści zaoferowali program 500+ oraz ułudę podmiotowości, miliony Polek i Polaków im uwierzyły. Ale to właśnie brak polityki społecznej utorował im drogę do władzy. Wskaźniki gospodarcze rosły, ale miliony ludzi czuły, że nie uczestniczą w tym sukcesie, że ten wzrost ich nie dotyczy.
Pozostawieni z boku patrzyli na beneficjentów rozwoju z narastającą zazdrością. Ta frustracja zrodziła obecne rządy. Rządy, które słono każą płacić za każdą rozdaną złotówkę, bo ceną jest wolność, a godność pozostała propagandowym frazesem.