Pogłoski o przedwczesnej śmierci Unii Europejskiej są mocno przesadzone. W działaniach jej członków wciąż dominują upór i konsekwencja. Dały o sobie znać przy wypracowaniu i przegłosowaniu rezolucji w Parlamencie Europejskim, dotyczącej sytuacji w Polsce. Romantyczny zryw polityków zatroskanych o praworządność kraju nad Wisłą to popis zdolności do zawierania większościowego kompromisu. Zapał i ostateczny „sukces" są tu godne pochwały.
Takich zrywów będzie jeszcze wiele. Szkoda, że nie w sprawach strategicznych dla losów UE. Strofowanie polskich władz nie rozwiąże problemu uchodźców czy zagrożenia atakami terrorystycznymi. Rezolucja w sprawie Polski pokazuje szczyt możliwości unijnej machiny. Prawdziwe wyzwania od dawna są poza zasięgiem unijnych polityków i władz państwowych. Jesteśmy świadkami powolnej agonii ideałów Roberta Schumana i Konrada Adenauera.
Wizja Brexitu, kryzys migracyjny, zagrożenie terrorystyczne – hasła opisujące główne wyzwania, przed którymi stanęła Unia brzmią jak zła wróżba. Sam sposób ich definiowania napawa pesymizmem, gasi zapał do walki. Kreślenie czarnych scenariuszy podszytych strachem oddala nas od istoty sprawy.
Nie chodzi oczywiście o zaklinanie rzeczywistości, ale precyzyjne ujęcie tematu. Narracja o groźbie opuszczenia UE przez Wielką Brytanię przyćmiewa dyskusję o tym, co jest i może być nadal pozytywne w relacjach Londynu z Brukselą.
Z kolei z powodu braku spójnej strategii Europy wobec uchodźców słyszymy zewsząd o powstrzymywaniu fali migrantów, odsyłaniu ich z kwitkiem tam, skąd przybyli, przymusowej relokacji. Trudno znaleźć pozytywne słowa dla określenia procesu niekontrolowanego napływu do Europy setek tysięcy obcokrajowców. Do kryzysu nie doprowadziły jednak bezbronne ofiary wojny i głodu uciekające przed śmiercią. Obowiązku ratowania życia drugiego człowieka nie określa się mianem kryzysu migracyjnego. Bogatą Europę stać na udzielenie schronienia i pomocy najbardziej potrzebującym. Czy stać ją na przyjmowanie zarobkowych migrantów z Afryki czy krajów bałkańskich?