Urbanek: Zmierzch integracji europejskiej

Brexit może skłonić kolejne państwa UE do opuszczenia Wspólnoty. To oznacza zepchnięcie na margines dyskusji o innych wielkich wyzwaniach, które wymagają pilnej interwencji unijnych polityków – pisze dziennikarz Polsat News.

Publikacja: 24.04.2016 18:56

Urbanek: Zmierzch integracji europejskiej

Foto: 123RF

Pogłoski o przedwczesnej śmierci Unii Europejskiej są mocno przesadzone. W działaniach jej członków wciąż dominują upór i konsekwencja. Dały o sobie znać przy wypracowaniu i przegłosowaniu rezolucji w Parlamencie Europejskim, dotyczącej sytuacji w Polsce. Romantyczny zryw polityków zatroskanych o praworządność kraju nad Wisłą to popis zdolności do zawierania większościowego kompromisu. Zapał i ostateczny „sukces" są tu godne pochwały.

Takich zrywów będzie jeszcze wiele. Szkoda, że nie w sprawach strategicznych dla losów UE. Strofowanie polskich władz nie rozwiąże problemu uchodźców czy zagrożenia atakami terrorystycznymi. Rezolucja w sprawie Polski pokazuje szczyt możliwości unijnej machiny. Prawdziwe wyzwania od dawna są poza zasięgiem unijnych polityków i władz państwowych. Jesteśmy świadkami powolnej agonii ideałów Roberta Schumana i Konrada Adenauera.

Wizja Brexitu, kryzys migracyjny, zagrożenie terrorystyczne – hasła opisujące główne wyzwania, przed którymi stanęła Unia brzmią jak zła wróżba. Sam sposób ich definiowania napawa pesymizmem, gasi zapał do walki. Kreślenie czarnych scenariuszy podszytych strachem oddala nas od istoty sprawy.

Nie chodzi oczywiście o zaklinanie rzeczywistości, ale precyzyjne ujęcie tematu. Narracja o groźbie opuszczenia UE przez Wielką Brytanię przyćmiewa dyskusję o tym, co jest i może być nadal pozytywne w relacjach Londynu z Brukselą.

Z kolei z powodu braku spójnej strategii Europy wobec uchodźców słyszymy zewsząd o powstrzymywaniu fali migrantów, odsyłaniu ich z kwitkiem tam, skąd przybyli, przymusowej relokacji. Trudno znaleźć pozytywne słowa dla określenia procesu niekontrolowanego napływu do Europy setek tysięcy obcokrajowców. Do kryzysu nie doprowadziły jednak bezbronne ofiary wojny i głodu uciekające przed śmiercią. Obowiązku ratowania życia drugiego człowieka nie określa się mianem kryzysu migracyjnego. Bogatą Europę stać na udzielenie schronienia i pomocy najbardziej potrzebującym. Czy stać ją na przyjmowanie zarobkowych migrantów z Afryki czy krajów bałkańskich?

Zagrożenie zamachami to następny ogromny i palący problem. Zamiast mówić o kolejnych potencjalnych celach terrorystów może lepiej rozpocząć poważną dyskusję na temat zapewnienia bezpieczeństwa Europejczykom? Precyzyjne zdefiniowanie kluczowych wyzwań, szukanie pozytywów i rozwiązań systemowych to bez wątpienia kroki w dobrą stronę.

Kruchy układ

Unia Europejska, jak dotąd bezskutecznie próbuje zażegnać kryzys migracyjny. Kolejne szczyty nie przynoszą oczekiwanych rezultatów. W marcu wyznaczono Turcji misję zatrzymania fali migrantów. Ankara zgodziła się na przyjęcie każdego cudzoziemca, który dotarł na greckie wyspy. W zamian za to unijne państwa mają otworzyć swoje granice na syryjskich uchodźców ulokowanych tymczasowo w tureckich obozach.

Zawarty układ wydaje się kruchy. W grę wchodzi bowiem przymusowa relokacja uchodźców do poszczególnych krajów Europy, w których pojawia się opór, jeśli nie przedstawicieli władz, to wpływowych ugrupowań politycznych lub części społeczeństwa. To nowy, gorszy wymiar integracji europejskiej. Na przyjęcie do Unii oczekują nie tylko nowe państwa, ale zróżnicowana pod wieloma względami kilkusettysięczna grupa cudzoziemców. I jedni i drudzy wydają się być na straconej pozycji.

Na początku kwietnia w Holandii odbyło się referendum dotyczące ratyfikacji umowy stowarzyszeniowej między UE a Ukrainą. Zdecydowane „nie" dla Kijowa to symboliczny sprzeciw wobec otwierania unijnych granic. Bogaci nie chcą dzielić się z biednymi. Do referendum może dojść także w Polsce, także w sprawie integracji. Plebiscyt miałby dotyczyć uchodźców. Ich przyjmowaniu sprzeciwia się ugrupowanie Kukiz'15. Sprzeciwiają się także sami Polacy. W lutowym sondażu, przeprowadzonym jeszcze przed atakami w Brukseli przez Centrum im. Adama Smitha, 64 proc. ankietowanych opowiedziało się za zamknięciem granic przed uchodźcami. Unia wyczerpała zdolności do dalszej integracji.

Od 1992 roku na łamach czasopisma Eurobarometr zaczęły pojawiać się raporty i sondaże dotyczące rozszerzenia granic Unii Europejskiej. Pierwsze z nich przeprowadzone w krajach wówczas Dwunastki obejmowały stosunek społeczeństw do rozszerzenia Wspólnoty o grupę ośmiu wybranych państw, od bogatej Szwecji i Szwajcarii po mniejsze kraje, jak Malta czy Cypr. W badaniach przeważało wysokie poparcie dla idei dalszej integracji. Po części pewnie dlatego, że sondaże dotyczyły kandydatów o zbliżonym do unijnych państw potencjalne gospodarczym i podobnych kulturowo.

W grudniu 1994 roku po raz pierwszy zbadano społeczny stosunek do rozszerzenia Unii Europejskiej o kraje Europy Środkowo-Wschodniej, w tym Polskę. Znów o opinię zapytano obywateli Dwunastki. W średnim wyniku sondażu za przyjęciem Polski opowiedziała się połowa ankietowanych. Co trzeci badany był na „nie". W tym zestawieniu stopień poparcia dla członkowskich aspiracji krajów skandynawskich i Austrii był wyraźnie wyższy niż dla państw Europy Środkowo-Wschodniej. Zachodni kandydaci byli milej widziani w UE niż reprezentanci byłego bloku komunistycznego.

Mentalna i gospodarcza przepaść między Polską a Wspólnotą nie stworzyła jednak oporu wobec perspektywy rozszerzenia Unii o nasz kraj. W przytoczonym sondażu przeważało umiarkowane, ale jednak pozytywne nastawienie do idei integracji.

W Unii jesteśmy od maja 2004 roku. W lutowym sondażu zamykamy się na obcych mentalnie i kulturowo cudzoziemców. Trwa zbieranie podpisów pod wnioskiem o referendum przeciw przyjmowaniu uchodźców. „Przeciw", nie „za". Czy wynik plebiscytu pokryłby się ze wskazaniami ostatnich sondaży? Czy bliżej nam do Holendrów, sceptycznych wobec umowy stowarzyszeniowej z Ukrainą, czy do 51 procent ankietowanych, którzy 1994 roku obdarzyli Polskę kredytem zaufania?

Wszyscy jesteśmy Brytyjczykami

„Wielka Brytania silniejsza w Europie" kontra „głosuj za wyjściem". Wystartowały dwie kampanie społeczne prowadzone według z góry określonych, równych zasad. Przy podobnych możliwościach finansowych i kanałach dostępu do Brytyjczyków o losie tego pojedynku powinien zadecydować silniejszy arsenał argumentów jednej ze stron.

Ostatnie sondaże, dające równe szanse zwolennikom i oponentom pozostania Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej, zwiastują zaciętą walkę. Stawka jest niebagatelna. Ewentualne opuszczenie UE przez Brytyjczyków może naruszyć fundamenty całej organizacji. W grę wchodzi zachwianie stabilności światowych rynków, ucieczka centrów międzynarodowych korporacji w kierunku Europy kontynentalnej. Strata silnego filaru automatycznie osłabia pozycję całej organizacji w oczach wielkich gospodarek świata.

To także zła wiadomość dla polskich pracowników zatrudnionych na Wyspach i naszych narodowych interesów. Brexit może skłonić także inne państwa Unii do opuszczenia organizacji. Przyjęcie takiego trendu może nieodwracalnie zastopować perspektywę rozszerzenia Unii. UE będzie musiała na nowo zdefiniować swoje cele i system działania. To oznacza zepchnięcie na margines dyskusji o pozostałych wielkich wyzwaniach, które wymagają pilnej interwencji unijnych polityków. To koniec marzeń o rychłym zażegnaniu kryzysu migracyjnego czy rozprawieniu się z zagrożeniem atakami terrorystycznymi. Zaniechanie działań wobec tak palących problemów może przynieść jedynie opłakane skutki.

Bilans marcowych ataków terrorystycznych w Brukseli można zamknąć w liczbie ofiar czy odwołanych lotów. Można tragiczne dane dotyczące zabitych zestawiać ze skutkami wcześniejszych zamachów w Paryżu. Można składać kwiaty pod murami ambasad, wpisywać się do ksiąg kondolencyjnych. Można pod wpływem impulsu przeprowadzać zmasowane akcje antyterrorystów. Można tak działać w nieskończoność w ramach utartego schematu od jednego do kolejnego ataku.

Doraźne kroki jednak nie wystarczą. Europa potrzebuje spójnej strategii walki z terroryzmem. Wypracowanie takiego modelu i skłonienie władz europejskich państw do jego realizacji byłoby wyczynem na miarę pokojowej Nagrody Nobla. To zadanie z kategorii mission impossible.

W ostatniej analizie ośrodka Stratfor pojawia się twierdzenie, że integracja Unii Europejskiej w obszarze bezpieczeństwa z wielu powodów jest dziś niemożliwa. Przede wszystkim każde z państw członkowskich dysponuje innymi narzędziami, środkami, wiedzą i doświadczeniem w walce z terroryzmem. Kuleje koordynacja służb specjalnych w zakresie wymiany informacji i współpracy operacyjnej. Wypracowanie jednolitego mechanizmu walki z terroryzmem wymagałoby od każdego członka UE znacznego ograniczenia lub wręcz zrezygnowania z suwerenności na płaszczyźnie bezpieczeństwa. To odwołanie do koncepcji „Stanów Zjednoczonych Europy" czyli modelu, na który w ramach Unii po prostu nie ma zgody.

Era postunijna

„Europa znajduje się od dłuższego czasu na równi pochyłej. Wiele osób straciło zaufanie do instytucji, zarówno narodowych, jak i europejskich". Tak część skutków choroby trawiącej Stary Kontynent opisuje nie kto inny, jak szef Parlamentu Europejskiego. Szanse na wyleczenie pacjenta daje przede wszystkim trafna diagnoza. A tej brakuje. Martin Schulz zdaje się dostrzegać zaledwie jej cień.

Niemiecki polityk w ostatnim wywiadzie dla "Frankfurter Allgemeine Zeitung" przestrzega przed „bagatelizowaniem niebezpieczeństwa, jakie stanowią dla Unii Europejskiej siły polityczne wrogie wobec Europy". Wrogów Europy wskazuje wśród prawicowych i lewicowych populistów rosnących w siłę. Skarży się także na skrępowane mechanizmy podejmowania decyzji w ramach Unii i brak jednoznacznego opowiedzenia się przywódców państw europejskich po stronie Europy. Gani szefów rządów, którzy, jego zdaniem, nie są w stanie dotrzeć do serc zwykłych ludzi.

Tyle wstępnej, powierzchownej diagnozy „doktora" Schulza. Tymczasem Europa potrzebuje rachunku sumienia, zrewidowania swoich dotychczasowych działań, wyciągnięcia wniosków. Rozliczenie się z własnych grzechów mogłoby otworzyć oczy politykom na wartości, z których wyrosła idea integracji europejskiej: poszanowanie godności osoby ludzkiej, pluralizm, tolerancja, sprawiedliwość czy solidarność. Chodzi o powrót do korzeni, nie tylko tych traktatowych, ale głębszych, wyrastających z dziedzictwa całego Starego Kontynentu: wartości chrześcijańskie, prawo rzymskie, dorobek cywilizacyjny starożytnej Grecji. O budowanie wspólnoty na trwałych, sprawdzonych przecież fundamentach. Na takich, o których wielokrotnie mówił Jan Paweł II. Orędownik duchowej jedności chrześcijańskiej Europy i otwarcia na wschodnie płuco kontynentu.

Papież Polak na temat samej Unii Europejskiej wypowiadał się ponad 700 razy. Nauczał i ostrzegał. Odwoływał się do katalogu chrześcijańskich wartości. Przypominał o godności każdego człowieka i szczególnym miejscu rodziny. Mówił o władzy politycznej rozumianej jako służba, konieczności współpracy wszystkich dla dobra wspólnego. Ostrzegał przed egoizmem krajów bogatych, postępującą laicyzacją, zamknięciem się na proces integracji.

Warto czerpać z dorobku autorytetów. Jeśli nie teraz, to w kolejnych latach. Może w erze post-unijnej pojawi się wola zbudowania wspólnoty na solidnych fundamentach?

Pogłoski o przedwczesnej śmierci Unii Europejskiej są mocno przesadzone. W działaniach jej członków wciąż dominują upór i konsekwencja. Dały o sobie znać przy wypracowaniu i przegłosowaniu rezolucji w Parlamencie Europejskim, dotyczącej sytuacji w Polsce. Romantyczny zryw polityków zatroskanych o praworządność kraju nad Wisłą to popis zdolności do zawierania większościowego kompromisu. Zapał i ostateczny „sukces" są tu godne pochwały.

Takich zrywów będzie jeszcze wiele. Szkoda, że nie w sprawach strategicznych dla losów UE. Strofowanie polskich władz nie rozwiąże problemu uchodźców czy zagrożenia atakami terrorystycznymi. Rezolucja w sprawie Polski pokazuje szczyt możliwości unijnej machiny. Prawdziwe wyzwania od dawna są poza zasięgiem unijnych polityków i władz państwowych. Jesteśmy świadkami powolnej agonii ideałów Roberta Schumana i Konrada Adenauera.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Dubravka Šuica: Przemoc wobec dzieci może kosztować gospodarkę nawet 8 proc. światowego PKB
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Zaremba: Sienkiewicz wagi ciężkiej. Z rządu na unijne salony
Opinie polityczno - społeczne
Kacper Głódkowski z kolektywu kefija: Polska musi zerwać więzi z izraelskim reżimem
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Wybory do PE. PiS w cylindrze eurosceptycznego magika
Opinie polityczno - społeczne
Tusk wygrał z Kaczyńskim, ograł koalicjantów. Czy zmotywuje elektorat na wybory do PE?