Kontradyktoryjny proces karny obowiązuje od 1 lipca 2015 r. Wkrótce sprawy nie będą już prowadzone na jego zasadach. Tylko te już rozpoczęte obejmą obecne przepisy. Mamy sygnały, że w wielu sądach i prokuraturach zapanował zastój. Jakby czekano na zmianę przepisów. A to może oznaczać kolejne wydłużenie procesów.
Nie chcą być arbitrami
Adwokaci skarżą się np., że nie wszystkim sądom odpowiada bycie arbitrem. Przykład? Mecenas Mariusz Paplaczyk jest pełnomocnikiem pokrzywdzonych w sprawie zaginięcia Ewy Tylman. Na etapie postępowania przygotowawczego zwrócił się o wgląd do akt. Prokurator odmówił, sąd podtrzymał odmowę.
40 proc. - o tyle mniej więcej spadła liczba aktów oskarżenia wysyłanych do sądów po 1 lipca 2015 r.
– Czuję się tak, jakbym miał na sali dwóch przeciwników, a nie jednego – mówi „Rz". I przypomina, że przecież sytuacja miała wyglądać zupełnie inaczej: dwie aktywne strony i sędzia jako arbiter. Tymczasem sąd nie daje szansy pełnomocnikowi na aktywność, a po stronie oskarżenia staje mało aktywny prokurator, który niewiele ma do powiedzenia. – Wygląda na to, że nie pomogły dwa lata szkoleń. Wielu sędziów jest przyzwyczajonych do roli organizatora procesu. Zresztą często, mając na wokandzie dwie sprawy, do godz. 11 orzekają w modelu starym, czyli inkwizycyjnym, a po 12 kontradyktoryjnym – zauważa.