Radziwiłł: Nie ma powodu do strajku lekarzy

Poza odsunięciem PiS od władzy KE nie proponuje Polakom nic - mówi Konstanty Radziwiłł, senator PiS, b. minister zdrowia.

Aktualizacja: 13.04.2019 07:15 Publikacja: 11.04.2019 18:05

Radziwiłł: Nie ma powodu do strajku lekarzy

Foto: Fotorzepa, Piotr Guzik

Strajkują nauczyciele, a słychać też o możliwym proteście lekarzy. Zastrajkują?

Nie widzę powodu, dla którego lekarze mieliby strajkować. Te zapowiedzi, które do nas docierają, nie są do końca zrozumiałe. Osią tego protestu miałyby być nieporozumienia dotyczące zapisu tzw. ustawy „6 proc.” i sposobu dochodzenia do tego poziomu publicznych wydatków na zdrowie (w relacji do PKB). Wszyscy wiedzieli, a przynajmniej powinni byli wiedzieć, jaki jest mechanizm obliczania tych 6 proc. (jest to od początku jasno zapisane w ustawie). Najważniejsze jest to, że pierwszy raz w historii od 1 stycznia 2018 r. mamy gwarancję, że nakłady na ochronę zdrowia rosną i będą rosły. Oczywiście można mówić, że mogłyby rosnąć jeszcze szybciej, ale należy zauważyć, że ta ustawa jest ustawą określającą minimalny poziom wydatków, a w każdej chwili, jeżeli sytuacja będzie na to pozwalała, można przeznaczyć na służbę zdrowia więcej środków. To nie narusza zapisów tej ustawy. Tak zresztą było w latach 2016–2017, kiedy byłem ministrem zdrowia.

Niedawno szef NIK Krzysztof Kwiatkowski mówił, że bez zwiększenia składki nie będzie możliwa duża zmiana sytuacji w służbie zdrowia.

Wchodzimy w bardzo szczegółowe rozwiązania. Jeżeli ktoś mówi o tym, że składka ma wzrosnąć, to musi odpowiedzieć na wiele dodatkowych pytań. Po pierwsze trzeba mieć świadomość tego, że składkę płaci tylko część ubezpieczonych. Za część osób składkę, z reguły mniejszą, płaci państwo; dotyczy to rolników, bezrobotnych i różnych innych grup. Zatem co oznacza wzrost składki? Czy mowa o tej podstawowej, którą coraz bardziej obciążamy jakąś grupę, głównie pracowników szeroko rozumianego sektora publicznego, bo oni wszyscy są na umowach o pracę, oraz emerytów i rencistów, ponieważ oni również mają stały dochód, od którego automatycznie naliczana jest składka? I drugie pytanie zupełnie fundamentalne: jeżeli składka miałaby rosnąć, to która jej część? Trzeba przypomnieć, że składka składa się w dużej części z części odliczanej od podatku PIT, czyli nie obciążającej podatnika, tylko budżet, bo o tyle mniej z należnego podatku wpływa do budżetu. Czy też miałaby rosnąć ta część składki, która nie jest odliczana od podatku, ale to oznaczałoby podwyższenie całkowitej osobistej daniny i podwyższyłoby automatycznie koszt pracy.

A co z zapowiadaną likwidacją NFZ?

Ustawa „6 proc.” nie dotyka systemu ubezpieczeniowego, wymiaru składki i samej instytucji, która to obsługuje, czyli NFZ, ale przesądza, że dodatkowe środki będą płynęły w postaci dotacji do NFZ z budżetu państwa. Nigdy nie mieliśmy w Polsce tak naprawdę czystego systemu ubezpieczeniowego w zdrowiu, on był zawsze mieszany, ale przesuwa się to w stronę, gdzie coraz większe wydatki ponosi bezpośrednio budżet państwa lub budżety samorządów. Dotyczy to zarówno finansowania inwestycji w publicznym sektorze zdrowia, kształcenia kadr medycznych, jak w coraz większym stopniu samych świadczeń zdrowotnych. Wydaje mi się, że naturalną konsekwencją tej tendencji powinno być objęcie prawem do korzystania z publicznego systemu ochrony zdrowia wszystkich, którzy są w takiej potrzebie. Sam NFZ jest instytucją płatnika, która w takiej czy innej formie musi istnieć. Czy to będzie NFZ, czy też inaczej zorganizowany płatnik, to drugorzędna sprawa.

Media obiegają informacje o fali zgonów na SOR-ach. System przestaje działać?

Przytacza się kilka historii, które nie zdarzyły się w ostatnich dniach. Nie sądzę, żebyśmy mieli do czynienia z jakąś bardzo złą tendencją. Natomiast każdy przypadek nagłej śmierci w takich okolicznościach musi być bardzo dokładnie przeanalizowany, a wyciąganie jakichś ogólnych wniosków może być bardzo pochopne i mylące. Szpitalny Oddział Ratunkowy to nie dworzec kolejowy, na którym czasem komuś może się coś zdarzyć i nikt tego nie zauważy. Jeżeli pacjent trafia na SOR i umiera, siedząc na krześle w kolejce, to jest to totalna porażka, przede wszystkim tych, którzy są bezpośrednio odpowiedzialni za organizację i udzielanie pomocy medycznej, a w konsekwencji bezpieczeństwo pacjentów w tym miejscu.

Platforma Obywatelska mówi, że to pana wina.

To wyjątkowo perfidne kłamstwo. Problem nawału chorych na SOR-ach narastał od wielu lat. Zjawisko to jest wynikiem sporej liczby pacjentów niebędących w stanie nagłym, którzy z różnych powodów szukają pomocy medycznej w szpitalu. Ustawą wprowadzającą sieć szpitali, której jestem autorem, na szpitale nałożono obowiązek, że obok SOR-u powinna być poradnia tzw. NPL (nocnej i świątecznej pomocy lekarskiej), po to aby pacjenci, którzy są lżej chorzy, w ogóle nie trafiali do SOR-u. Tacy chorzy, gdy już przyjdą do szpitala (to problem, z którym borykają się w coraz większym stopniu liczne kraje europejskie), powinni być kierowani od razu (po ustaleniu problemu medycznego przez ratownika) do miejsca, które jest obok, i korzystać z odpowiedniej pomocy lekarskiej (czasem czekając nieco dłużej). Chodzi o to, aby duża liczba lżej chorych nie zagrażała ciężko chorym, którzy gubili się w tym tłumie. Uważam, że niestety doszło do jakichś nieprawidłowości we wdrażaniu tego obowiązku, bo stanowi on podstawę zaradzenia temu, co obserwowaliśmy już wcześniej. Niestety, przepisy przepisami, a jak widać, ostatecznie przebieg wydarzeń zależy bezpośrednio od kogoś, kto te zadania wykonuje lub ich nie wykonuje.

Dlaczego kandyduje pan do PE?

Wszyscy, którzy mają jakieś doświadczenie administracyjne, legislacyjne, merytoryczne w różnych dziedzinach życia społeczno-gospodarczego, wiedzą, że 70–80 proc. prawa, które obowiązuje w krajach członkowskich – w tym także w Polsce – jest stanowione nie w Polsce, tylko właśnie w Brukseli i Strasburgu. Mam wrażenie, że przez 15 lat naszej obecności w UE albo nie dostrzegaliśmy, albo nie docenialiśmy tej oczywistości. Duża część wysiłku legislacyjnego w Polsce to wysiłek na rzecz implementacji przepisów, które już istnieją na poziomie europejskim. Od czasu do czasu mamy duże kłopoty z tą implementacją, bo okazuje się, że przepisy są niekorzystne dla Polski, ponieważ albo w ogóle w procesie ich stanowienia nie uczestniczyliśmy, albo nie potrafiliśmy wpłynąć na ich kształt. Uważam, że moja wiedza i umiejętności, a także moje doświadczenie mogą korzystnie wpłynąć na zmianę tego stanu rzeczy. Przykładów, gdy polscy przedstawiciele w instytucjach UE „zaspali”, jest naprawdę dużo.

Na przykład?

Wychodząc poza służbę zdrowia, chociażby cena energii, która wpływa na wszystko, w tym także na sytuację szpitali. Cały problem cen energii nie wynikł z tego, że na rynku energii wzrosły jej koszty; to bezpośredni efekt decyzji o charakterze politycznym. Z ostatnich dni: sytuacja transportu drogowego w UE, która jest podjęta ewidentnie na niekorzyść polskich firm. Gdy Polska włącza się do debaty na ten temat, w momencie, gdy odbywa się głosowanie w Parlamencie Europejskim, to jest zdecydowanie za późno.

Jaka jest stawka polityczna tych wyborów w Polsce? Koalicja Europejska uważa, że jeśli PiS przegra w tych wyborach, to będzie to efekt kuli śniegowej i PiS straci władzę jesienią.

To są nadzieje tej dziwacznej formacji, jaką jest Koalicja Europejska, która w zasadzie nie proponuje żadnych rozwiązań wspólnych poza jednym: odsunąć PiS od władzy. To jest jak na program polityczny dosyć zdumiewające, a przy tym, na co wskazuje wielu ekspertów, ma to niewiele wspólnego z rzeczywistą demokracją. Wyborca, który będzie głosować na przedstawiciela KE, musi sobie zdawać sprawę, że może de facto oddać głos na osoby, które są bardzo dalekie od jego poglądów na świat, na temat UE i inne sprawy. KE, czy raczej „Anty-PiS”, to projekt zrzeszający od lewa do prawa tak różne podmioty, że trudno sobie wyobrazić jakiekolwiek wspólne działanie poza jednym prymitywnym marzeniem, które sprowadza się do zdobycia władzy. Gdyby wygrali, wielu wyborców oddających na nich głos poważnie by się rozczarowało. Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie.

współpraca Magdalena Pernet

Strajkują nauczyciele, a słychać też o możliwym proteście lekarzy. Zastrajkują?

Nie widzę powodu, dla którego lekarze mieliby strajkować. Te zapowiedzi, które do nas docierają, nie są do końca zrozumiałe. Osią tego protestu miałyby być nieporozumienia dotyczące zapisu tzw. ustawy „6 proc.” i sposobu dochodzenia do tego poziomu publicznych wydatków na zdrowie (w relacji do PKB). Wszyscy wiedzieli, a przynajmniej powinni byli wiedzieć, jaki jest mechanizm obliczania tych 6 proc. (jest to od początku jasno zapisane w ustawie). Najważniejsze jest to, że pierwszy raz w historii od 1 stycznia 2018 r. mamy gwarancję, że nakłady na ochronę zdrowia rosną i będą rosły. Oczywiście można mówić, że mogłyby rosnąć jeszcze szybciej, ale należy zauważyć, że ta ustawa jest ustawą określającą minimalny poziom wydatków, a w każdej chwili, jeżeli sytuacja będzie na to pozwalała, można przeznaczyć na służbę zdrowia więcej środków. To nie narusza zapisów tej ustawy. Tak zresztą było w latach 2016–2017, kiedy byłem ministrem zdrowia.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Obawa przed agentami. Po sprawie Tomasza Szmydta potrzebna większa ochrona tajemnic
Polityka
Bunt radnych PiS w Małopolsce. Stanowcza reakcja Jarosława Kaczyńskiego
Polityka
Zła passa PiS w sejmikach wojewódzkich. Czy partia straci władzę w Małopolsce?
Polityka
Michał Kamiński: Kaczyński, Wąsik, Kamiński interesowali się Brejzą a przegapili Szmydta
Polityka
Jarosław Kaczyński o sprawie Tomasza Szmydta. "Odpowiadają wszyscy zwalczający PC"