Stosunkiem 348 głosów do 274 przeciw eurodeputowani przegłosowali najbardziej lobbowaną dyrektywą ostatnich lat. Negocjacje trwały ponad dwa lata, obfitowały w gwałtowne zwroty akcji, a ich uczestnicy znaleźli się pod niespotykaną presją ze strony biznesu, organizacji konsumenckich i pozarządowych. Ostatecznie uzgodniona wersja podoba się twórcom, czyli wydawcom i firmom fonograficznym. Ale krytykowana jest przez portale internetowe, zwolenników nieskrępowanej swobody w internecie i organizacje konsumenckie.
Czytaj także: Dyrektywa o prawie autorskim : Polacy chcą, żeby koncerny dzieliły się z wydawcami
Krüger: Filtrowanie treści, to nie cenzura
Traple: Dyrektywa autorska, to nie cenzura tylko kompromi
Tułodziecki: Internet bez kontroli jest fikcją
— Do jakiego stopnia jesteśmy w stanie dostosować naszą koncepcję prawa autorskiego do ery cyfrowej? Czy chcemy dać kompletną wolność firmom internetowym, czy ochronimy nasze wartości? — pytał Axel Voss, niemiecki chadek i parlamentarny sprawozdawca dyrektywy, w czasie debaty w PE we wtorek rano. Przypomniał, że w uzgadnianej przez wiele miesięcy kompromisowej wersji dyrektywy ostatecznie wątpliwości budzi przede wszystkim artykuł 13. Przepis ten mówi o konieczności filtrowania dostarczanych przez użytkowników treści pod kątem łamania praw autorskich. Portale typu YouTube musiałby sprawdzać, czy ładowane do serwisu filmiki nie zawierają materiałów chronionych. Przeciwnicy tego rozwiązania nazywają to cenzurą prewencyjną. Koncerny internetowe są też temu przeciwne, bo to wymagałoby od nich opracowania odpowiednich rozwiązań technologicznych, a następnie wzięcia odpowiedzialności za ewentualne naruszenie takich praw. obowiązek sprawdzania licencji. — Skończy się to ostrożnością platform, one mają wziąć na siebie ciężar sprawdzenia legalności. Będzie prewencja w obawie przed karami. Dawniej prewencja to cenzura, w świecie cyfrowym to pomyłka, ale i strata szansy, zarobku i reputacji — mówił Michał Boni z PO, wielki przeciwnik artykułu 13. Zwolennicy tego zapisu argumentują jednak, że obecnie koncerny internetowe zbijają fortuny korzystając, za darmo, z pracy twórców.
Artykuł 11 jest popierany przez federację europejskich wydawców (ENPA). Publicznie poparła go także “Rzeczpospolita”, podobnie jak całą dyrektywę w obecnej formie.
Anna Słojewska