"Bóg, honor, ojczyzna" – tymi słowami wita internautów i wyborców, którzy chcą się o nim czegoś dowiedzieć, Bartłomiej Misiewicz, 25-latek z podwarszawskich Łomianek, który został rzecznikiem, szefem gabinetu politycznego ministra obrony Antoniego Macierewicza oraz jego pełnomocnikiem ds. utworzenia Centrum Eksperckiego Kontrwywiadu NATO w jednej osobie. Ostatnie stanowisko może jest nieco na wyrost, ale zdecydowała o tym potrzeba chwili – nocnego przejęcia siedziby Centrum, bo jego poprzednia ekipa nie chciała odejść dobrowolnie.
– Misiewicz został człowiekiem do zadań specjalnych i poradził z tym sobie. To znak, że wszedł na wyższy stopień politycznego wtajemniczenia – ocenia Artur Zawisza, były poseł i jego pierwszy polityczny „pracodawca".
W prezentowanym przez siebie życiorysie młody działacz 90 proc. informacji poświęca stanowiskom i zadaniom w PiS, do którego zapisał się w 2010 r. Życie rodzinne i prywatne streszcza w jednym zdaniu – że pochodzi z katolickiej, patriotycznej rodziny i przez wiele lat był lektorem w kościołach.
Misiewiczowi w ciągu pięciu lat PiS dodawał obowiązków i stanowisk – od szefa biura zespołu parlamentarnego ds. zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej przez sekretarza biura zespołu parlamentarnego ds. skutków likwidacji WSI po członka Krajowej Komisji Rewizyjnej PiS i koordynatora ds. struktur wykonawczych tej partii (a to zaledwie część stanowisk). Wszystko za sprawą Macierewicza, który nikomu nie ufa tak jak Misiewiczowi.
Jego najzaszczytniejsza funkcja (wymienia ją w pierwszej kolejności) to asystowanie posłowi Macierewiczowi, któremu „służy" już dziewiąty rok. Mimo tak bogatego partyjnego doświadczenia, trudno w PiS znaleźć kogoś, kto dałby się namówić na zwierzenia o Misiewiczu.