Kryteria doboru win były proste – mają pasować do potraw, mają być z różnych stron i mają smakować ogółowi, a nie zblazowanym kwękaczom w rodzaju mojej osoby. To po kolei. Zacznijmy od końca świata, czyli Afryki Południowej, skąd jest shiraz (w bardzo nam dobrze znanym, mocno beczkowym wydaniu). To już pachnie schabem ze śliwką, więc wybór jest prosty. Z kronikarskiego obowiązku dodam, że czuć tu też wyraźnie czarną porzeczkę i dużo dębu. Wino gęste, soczyste – kupcie dwie butelki, jeśli spodziewacie się gości, bo nie będą chcieli innego.
Gdybyście jednak państwo poszli w jagnięcinę albo dziczyznę, to lepsze będzie nasze chianti. Ze szczepu sangiovese można zrobić wiele, ale w swym najbardziej znanym, toskańskim wydaniu widziałbym je właśnie tak. Leśna malina, trochę pieprzu i korzeni, ale ładnie ułożone – wino o innym, bardziej subtelnym charakterze niż gość z półkuli południowej, naprawdę powinno się podobać. Piłbym....
Dostęp do najważniejszych treści z sekcji: Wydarzenia, Ekonomia, Prawo, Plus Minus; w tym ekskluzywnych tekstów publikowanych wyłącznie na rp.pl.
Dostęp do treści rp.pl - pakiet podstawowy nie zawiera wydania elektronicznego „Rzeczpospolitej”, archiwum tekstów, treści pochodzących z tygodników prawnych, aplikacji mobilnej i dodatków dla prenumeratorów.