Z tych eksperymentów powstała płyta znakomita. Jej tytuł to cytat z powieści Grahama Greene'a „Koniec romansu", gdzie bohater w formie dziennika spisuje historię swego romansu z mężatką, który urywa się równie nagle, jak się zaczął. Jego notatki rejestrują kolejne etapu żalu, smutku i przygnębienia, a także borykania się z wiarą i rozdarcia między miłością do kobiety a tą o wymiarze religijnym.
W równie emocjonalnych tonacjach poruszają się muzycy Deafheaven, na dodatek na „Ordinary Corrupted Human Love" potrafią zmieniać nastroje w jednej chwili. Słychać to od pierwszego utworu – subtelne pianino w otwierającym „You Without End" i narastające dźwięki gitary podbite męskimi chórkami przechodzą w charakterystyczny, ryczący growl wokalisty George'a Clarke'a. Kolejne utwory „Honeycomb" i „Canary Yellow" to kontynuacja jazdy po metalowej bandzie, choć nieco rozmiękczona shoegazowymi gitarami, których nie powstydziłby się klasyk tego gatunku, zespół Slowdive. Podobnie jest w „Near", gdzie ryk Clarke'a zanika i po blackmetalowym wokalu nie ma już śladu, po to by pojawić się znowu w końcówce płyty.