Jak to?
W Rosji widać absolutną minimalizację oczekiwań społecznych. Mało kto czegokolwiek dobrego oczekuje od władzy, a jeśli ona chociaż specjalnie obywatelom nie szkodzi, to lud jest z niej zadowolony. To typowo sowieckie wyobrażenie: jak nie ma wojny, to już jest dobrze.
Tyle że wojna jest, co prawda na Ukrainie, ale zawsze...
Wojnę na Ukrainie należy interpretować jako pewną rekompensatę tego, że władza w kraju jest wyobcowana, a system dość mocno autorytarny. Wszystko w myśl zasady, że może i w kraju nie dzieje się najlepiej, ale na świecie nas się boją. Dzięki temu Rosjanie odczuwają dumę ze swojego państwa. Na tym polegają właśnie te zmistyfikowane więzi rosyjskiego społeczeństwa z władzą, ale to jedynie rekompensuje trud codziennego życia na poziomie naprawdę minimalnych standardów.
Czy nowej ekipie rządzącej udało się stworzyć jakiś własny system władzy, system kulturowy, społeczny? Czy może to wszystko jest tylko totalną reprodukcją systemu sowieckiego?
Ten system niewątpliwie jest jedynie reprodukcją, ale nie tyle całego systemu sowieckiego, ile właśnie jego militarno-policyjnego wymiaru. Widać oczywiście kilka nowych elementów, których wcześniej nie było aż w takiej skali, ale trudno byłoby je uznać za jakiś szczególny wynalazek akurat ekipy Putina. Mowa tu na przykład o masowym korzystaniu z propagandy telewizyjnej i technik piarowskich, czego wcześniej aż tak mocno nie wykorzystywano. Cały ten marketing został w dużym stopniu zaczerpnięty z USA. Dużo się mówi o tym, że kampanię Borysa Jelcyna w 1996 roku przeprowadzili eksperci przeszkoleni przez Amerykanów. Ta sama ekipa przeprowadziła wybór Putina w 2000 roku.
W Związku Radzieckim przecież także bardzo prężnie wykorzystywano różne narzędzia propagandowe.
Ale były to inne narzędzia. Sowiecka propaganda stawiała bardziej na masowe wydarzenia, tamten system wymagał permanentnego uczestnictwa we wszystkich ważnych akcjach państwowych, był mobilizacyjny. A system putinowski jest demobilizacyjny: wystarczy, że ludzie siedzą przed telewizorami i są faszerowani odpowiednią dawką propagandy. Tylko od czasu do czasu wymaga się od nich, by poszli na wybory i zagłosowali jak trzeba. Ale jak nie będą tak głosować, to się najwyżej sfałszuje wybory, więc też bez przesady z tą ich aktywnością... Nikt od nich nie oczekuje, że będą chodzili na pochody pierwszomajowe. Najlepiej, żeby po prostu nie zawracali władzy głowy.
A czy jakoś zmieniły się idee, którymi szafuje władza?
Na pewno propaganda jest coraz bardziej nacjonalistyczna. W Związku Sowieckim rosyjscy nacjonaliści od 1950 roku działali w miarę otwarcie w środowiskach literackich, aparacie komsomolskim i partyjnym. Poprzedzone to było kampanią antysemicką, ale to były raczej ekscesy, które nie wynikały bezpośrednio z założeń systemu, bo ten w sferze deklaratywnej był przecież internacjonalistyczny. A dziś nienawiść do Ukraińców oficjalnie podsycana jest przez sam establishment, i to nienawiść na poziomie etnicznym, plemiennym. To w systemie sowieckim byłoby nie do pomyślenia.
Na ile ten putinowski reżim wydaje się trwały? I w jakiej jest on fazie rozwoju czy też zwijania się?
Taki system zawsze wydaje się trwały aż do ostatniego momentu, kiedy po prostu się zawala. To wszystko dzieje się w sposób zupełnie niespodziewany. Siła tego reżimu jest pewną zagadką, bo on wytwarza całą masę napięć, i to napięć coraz istotniejszych. Dziś już widać, jak bardzo jest on nieefektywny ekonomicznie: poziom życia w Rosji zaczyna się obniżać. Od 1999 roku PKB Rosji rosło z roku na rok od 7 do 10 proc., rosły także realne dochody Rosjan, czyli ludziom żyło się coraz lepiej, a w każdym razie twierdzili, że odczuwają wyraźną poprawę. Jednak Putin to zaprzepaścił. Rosję spotkała teraz stagnacja gospodarcza i wszystko wskazuje na to, że będzie ona długotrwała. Ale jak zareaguje na to społeczeństwo, naprawdę trudno powiedzieć. Przede wszystkim sytuację stabilizować może propaganda nacjonalistyczna, która będzie powtarzać ludziom, że żyje im się gorzej, gdyż cały świat jest przeciwko Rosji...
...I ludzie zamiast się dzielić, będą się jednoczyć wokół wodza...
A na pewno nie będą się tak mocno buntować, bo taka propaganda na rosyjskim podwórku naprawdę może być efektywna. Do tego zawsze Putin może jeszcze sięgnąć po terror policyjny. Rosyjska telewizja już od wielu miesięcy systematycznie podkreśla, że w kraju działa piąta kolumna, czyli szuka wroga wewnętrznego, z którym trzeba się rozprawić. Społeczeństwo jest więc przygotowywane do uruchomienia mechanizmów terroru, a nikt nie jest w stanie przewidzieć, gdzie są granice wytrzymałości tego społeczeństwa; jak silny może to być terror i jakie będą jego konsekwencje.
Czy będzie się to wiązało z równoczesnym zaostrzeniem polityki zagranicznej? Czy Putin postawi na nową agresję zbrojną, by zrekompensować społeczeństwu kolejne problemy w kraju?
Musiałaby to być interwencja w państwie ewidentnie słabszym, tak jak to miało miejsce na Ukrainie, która przeżywała wtedy głęboki kryzys polityczny, jakim był Majdan. Generalnie myślę, że wywoływanie nowych konfliktów nie jest na rękę Putinowi. Wydaje się, że będzie wprost przeciwnie: Putin w coraz większym stopniu będzie musiał koncentrować się na sytuacji wewnętrznej, obronie swojej władzy, pacyfikowaniu różnych intryg wewnętrznych. Coraz bardziej będzie potrzebna mu akceptacja jego reżimu przez głównych partnerów zewnętrznych, takich jak Chiny, Niemcy, Stany Zjednoczone. Im większe będzie miał problemy w kraju, tym bardziej będzie uzależniony od świata.
—rozmawiał Michał Płociński
Prof. Władysław Marciniak jest politologiem, sowietologiem, znawcą Rosji. Wykłada w Akademii Ignatianum w Krakowie oraz Studium Europy Wschodniej UW. Jest członkiem Polsko-Rosyjskiej Grupy do spraw Trudnych. W latach 90. był radcą w Ambasadzie RP w Rosji. Jest autorem licznych prac o przemianach w Rosji, w tym książki „Rozgrabione imperium. Upadek Związku Sowieckiego i powstanie Federacji Rosyjskiej"