Gaśnica z benzyną

Reprezentujemy czasami zbieżne, a czasami odmienne punkty widzenia. Historycy z Polski, Niemiec i Rosji opowiadają, jak historiografie w ich krajach spoglądają na pakt Ribbentrop-Mołotow, nazywany w Niemczech paktem Hitler-Stalin.

Publikacja: 30.08.2019 18:00

Gaśnica z benzyną

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

Historycy z Polski, Niemiec i Rosji wzięli udział w debacie pod hasłem „Ribbentrop i Mołotow – podpalacze świata z woli Hitlera i Stalina". Badacze rozmawiali o podpisanym 23 sierpnia 1939 r. pakcie Ribbentrop-Mołotow, który ostatecznie zadecydował o wybuchu II wojny światowej. Dyskusję przygotował Instytut Pamięci Narodowej z okazji Europejskiego Dnia Pamięci Ofiar Reżimów Totalitarnych.

Dr Mateusz Szpytma, zastępca prezesa Instytutu Pamięci Narodowej

Spotkaliśmy się dzisiaj w związku z 80. rocznicą podpisania paktu Ribbentrop-Mołotow, czyli porozumienia, które ewidentnie ułatwiło Adolfowi Hitlerowi wywołanie II wojny światowej. Był to konflikt, do którego zaledwie po kilkunastu dniach dołączył także Związek Sowiecki. Ta wojna zmieniła nasz świat i pochłonęła kilkadziesiąt milionów istnień ludzkich.

Tym bardziej niepokojące jest to, że obecnie trwają próby usprawiedliwienia tego porozumienia. Porównuje się je do porozumień zawieranych przez II Rzeczpospolitą ze Związkiem Radzieckim w 1932 r. czy z Rzeszą Niemiecką w 1934 r. Trzeba zatem podkreślić, że to były umowy o nieagresji, w których nie było mowy o żadnych tajnych protokołach dzielących świat na strefy wpływów. A tak było przecież w niemiecko-sowieckim pakcie, którego skutki odczuwamy do dzisiaj. Odczuwa je nie tylko Polska, ale właściwie wszystkie kraje, których dotknęło to porozumienie: Finlandia, Estonia, Litwa, Łotwa czy Rumunia.

Dr Paweł Kosiński, moderator

W naszej debacie weźmie udział troje znakomitych znawców historii dyplomacji, którzy w swoich badaniach w szczególny sposób zajmowali się również tematyką paktu o nieagresji między Trzecią Rzeszą a Związkiem Radzieckim. Choć minęło 80 lat, to jednak pakt ten wciąż jest dla nas żywym zagadnieniem. Dlatego na początek chciałbym zadać naszym szanownym gościom pytanie o to, jak przedstawiany jest pakt z 23 sierpnia 1939 r. w najnowszej publicystyce i historiografii zarówno polskiej, jak i niemieckiej oraz rosyjskiej.

W Polsce przyjęło się mówić o pakcie Ribbentropa z Mołotowem. Jednak w wielu państwach nazywa się go wprost – paktem Hitler-Stalin. Dlatego też interesujący jest zakres działań dyplomatów u schyłku lat 30. i to, jaką rolę w podpisaniu tego paktu odegrali ministrowie spraw zagranicznych.

Prof. Małgorzata Gmurczyk-Wrońska: Do wojny musiało dojść

W okresie komunistycznym mówiono, że był to pakt, który Polsce zaszkodził, i winą za ten stan rzeczy obarczano polską dyplomację. Była to oczywiście oficjalna wersja. Wielu historyków bowiem doskonale zdawało sobie sprawę, że to zwykłe kłamstwo. Przełom nastąpił w latach 90., kiedy badacze zyskali dostęp nie tylko do nowych źródeł polskich, ale przede wszystkim do archiwów rosyjskich, niemieckich czy francuskich. Dzisiaj dysponujemy dość pokaźnym materiałem źródłowym, który może nam naświetlić to, co działo się w 1939 r. Choć nadal mamy oczywiście pewne luki, które może kiedyś uda się wypełnić, bo życzeniem polskich historyków jest otwarcie dostępu do rosyjskich archiwów. Mimo to mamy długą listę badaczy, którzy wnieśli swój wkład w opisanie tego paktu. Należy wymienić takich historyków, jak: Marek Kornat, Michał Zacharias, Wojciech Mazur czy Eugeniusz Duraczyński.

Główny nurt polskich badań to spór o kondycję naszej dyplomacji. Pojawiają się pytania, na ile Józef Beck jako szef polskiego MSZ orientował się w tym, co się działo w kuluarach dyplomacji sowieckiej i niemieckiej, oraz czy można było się temu przeciwstawić. W tej chwili wśród historyków dominuje teza, że żadnej alternatywy nie było. O tym, że istniała, mówiono bardzo chętnie w okresie komunistycznym. Byli też tacy historycy, którzy uważali, że należało podpisać układ ze Związkiem Sowieckim, bo w ten sposób uniknęlibyśmy wojny z tymi, którzy właściwie chcieli nam pomóc. Oczywiście to nieprawda. W dzisiejszej historiografii w dużym stopniu próbuje się jednak usprawiedliwić działania i politykę Józefa Becka.

Nie dysponujemy do tej pory dokumentem, który by nam expressis verbis mówił, że Beck był w pełni świadom tego, co znalazło się w tajnym protokole. Mamy jedynie notatkę brytyjskiego ambasadora Howarda Kennarda, którą sporządził po rozmowie z Beckiem, gdy szef polskiej dyplomacji powiedział mu, że być może grozi nam kolejny rozbiór. To oczywiście informacja z drugiej ręki.

W instrukcjach, które Beck wysyłał do polskich przedstawicieli za granicą, ta sytuacja nie jest przedstawiana aż tak beznadziejnie. Być może chciał uspokoić dyplomatów i dawał do zrozumienia, że nie wszystko jest jeszcze stracone. Ciosem był jednak jednoczesny atak niemiecki i sowiecki. Do końca sądzono, że uderzenie nastąpi tylko ze strony Niemiec. Ze strony sowieckiej oczekiwano, że przynajmniej w pierwszej fazie wojny zachowa neutralność. Zawiódł prawdopodobnie polski wywiad. Kiedy badałam materiały wywiadu francuskiego, natrafiłam na dokładne daty spotkań niemiecko-sowieckich, które odbywały się już w czerwcu 1939 r. W polskiej dokumentacji tego wątku brakuje.

W 1939 r. Beck bardzo liczył na współpracę z Londynem. Furtką do negocjacji stały się gwarancje brytyjskie z końca marca, później także podróż szefa polskiego MSZ do Wielkiej Brytanii, a ukoronowaniem jego starań było podpisanie układu o wzajemnej pomocy brytyjsko-polskiej z 25 sierpnia 1939 r. Dzięki aktywności polskiej dyplomacji zbliżający się konflikt nie był już tylko polsko-niemiecki, ale stał się wojną europejską.

Ponadto Beck starał się zrealizować tzw. koncepcję Międzymorza. W mojej ocenie była ona racjonalna, ale jednocześnie nierealna. To próba stworzenia bloku państw, który przeciwstawiłby się polityce imperialnej zarówno Związku Sowieckiego, jak i Niemiec. Jednak od początku plan ten napotkał problemy. Nie udało się doprowadzić do rozmów węgiersko-rumuńskich, bo oba państwa toczyły spory graniczne. Jednak sama koncepcja dowodzi, że polska dyplomacja była wyczulona na to, co się działo w Europie.

Edward Rydz-Śmigły zaś jako wojskowy większą wagę przywiązywał do sojuszu z Francją. W maju 1939 r. wysłano do Paryża misję i podpisano nawet protokół wojskowy, który zakładał, że w momencie, kiedy nastąpi atak ze strony Niemiec, 15 dni po mobilizacji strona francuska zaangażuje się w pomoc. Problemem było jednak to, że nie podpisano równocześnie protokołu politycznego. To nastąpiło dopiero we wrześniu 1939 r., kiedy byliśmy już w takcie wojny z Niemcami. Rydz-Śmigły uważał, że sojusz z Francją rzeczywiście zadziała. Już od marca 1939 r. był bardzo wyczulony na kwestie militarne, czyli od momentu wkroczenia Niemiec do Czechosłowacji.

Prezydent Ignacy Mościcki także był uwrażliwiony na zagrożenie ze strony państwa niemieckiego. Właściwie sytuacja była dość klarowna. Do wojny musiało dojść. To był moment uruchomienia planu „Zachód", czyli przygotowań do wojny z Niemcami. Uważał też, że jest mała szansa porozumienia Niemiec ze Związkiem Sowieckim, ponieważ w takim przypadku do sporu włączy się strona zachodnia, czyli Francja i Wielka Brytania. Dziś wiemy, jak bardzo się mylił.

Prof. Michael Jonas: Umowa o wspólnej agresji

Powinienem się odnieść do najnowszych badań dotyczących paktu Hitler-Stalin, jednak powiem szczerze, że będę miał z tym drobny kłopot, bo w ostatnim czasie nie ma ich zbyt wiele. Jeżeli chodzi o historiografię zachodnioniemiecką, to od lat 80. i wczesnych 90. jakiejś większej rewolucji nie było, a historycy doszli do konsensusu w tych kwestiach. Kiedy próbowano umiejscowić ten pakt w całej palecie przedwojennych układów o nieagresji, stwierdzono, że to nie było porozumienie o nieagresji, ale wręcz coś odwrotnego – umowa dotycząca wspólnej agresji. Ewidentnym dowodem na to jest tajny protokół, który został dołączony do paktu. Oczywiście po obu stronach można wymienić różne pobudki, bo czego innego oczekiwał Józef Stalin, a czego innego Adolf Hitler. Motywacje Stalina były zdecydowanie bardziej defensywne i ukierunkowane w stronę polityki bezpieczeństwa. Tym, który zamierzał działać w sposób agresywny, był Hitler.

W latach 50. i 60. historiografia zachodnioniemiecka skupiała się na interpretacji tego zbliżania się Związku Sowieckiego z Trzecią Rzeszą. Historycy wskazywali głównie na powody rewizjonistyczne, czyli działania kosztem Europy Środkowo-Wschodniej, a szczególnie kosztem takich krajów, jak Polska czy Rumunia. To interpretacja historyków z lat 50. i 60. wskazywała też pewną kontynuację dotychczasowej współpracy między tymi krajami, przypominała o wcześniejszych porozumieniach, z jednej strony o układzie z Rapallo z 1922 r., a z drugiej – układzie berlińskim z 1926 r. Do tego dochodził totalitarny charakter obu państw i pewne podobieństwa systemów, które w 1939 r. ze sobą się zeszły.

Z kolei w latach 80. widzimy pewną zmianę w historiografii zachodnioniemieckiej, a także w badaniach. Dotychczasowe tezy były podawane w wątpliwość, pojawiały się nowe znaki zapytania, dochodziło także do większego zróżnicowania ocen. Analizowano, jak wiele rzeczy doprowadziło do podpisania paktu 23 sierpnia 1939 r. Historycy bardziej kompleksowo spojrzeli na pewne zdarzenia, sytuacje, także pod kątem ich przypadkowości i tego, jak rozpadało się bezpieczeństwo zbiorowe, jak wszystko szło w kierunku wojny.

Mówiąc o najnowszych tendencjach związanych z badaniami nad paktem z 1939 r., trzeba, po pierwsze, wskazać na dokonania Adama Tooze'a. Ten brytyjski historyk podejmuje się analizy gospodarki niemieckiej tamtego okresu, rzucając nowe światło na zbliżenie Hitlera ze Stalinem. Po drugie, warto wspomnieć o pracach niemieckiej historyk Susanne Schattenberg, która dla swoich badań przyjęła perspektywę kulturalno-historyczną zawarcia paktu Hitler-Stalin. Po trzecie, pojawiła się koncepcja patrzenia na narodowy socjalizm w Niemczech jako na polikrację, gdzie różne ogniwa zasilały system stworzony przez Hitlera. Taką interpretację wysunęła historyk z Europy Wschodniej Bianka Pietrow.

Natomiast jeżeli chodzi o określenie tego porozumienia jako paktu Ribbentrop-Mołotow, to jest to jak najbardziej trafne. Choć rzeczywiście obszar niemieckojęzyczny przyjął bardziej radykalne określenie, czyli pakt Hitler-Stalin. Wskazywanie na faktycznych sygnatariuszy, czyli ministrów spraw zagranicznych, odzwierciedla przestrzeń, w jakiej obaj ministrowie działali w 1939 r. Ribbentrop był dużo bardziej samodzielny, niż początkowo to opisywano. Był w stanie tworzyć własne koncepcje dotyczące polityki zagranicznej i miał duży wpływ na umowę ze Związkiem Radzieckim. Jednak oczywiście nie ma wątpliwości, że wręcz niewolniczo trzymał się Hitlera, jeśli chodzi o ostateczną decyzję. Zawarciu umowy pomogła też zmiana komisarza spraw zagranicznych Związku Radzieckiego: Maksima Litwinowa, który bardziej zwracał uwagę na bezpieczeństwo wewnętrzne, zastąpił bardziej otwarty, także na Trzecią Rzeszę, Wiaczesław Mołotow. Zarówno Ribbentrop, jak i Hitler właściwie ocenili tę zmianę i ją wykorzystali.

Prof. Włodzimierz Niewieżyn: Mołotow szukał gaśnicy

Wydarzenia związane z zawarciem paktu Ribbentrop-Mołotow zaczęły być badane dopiero po rozpadzie Związku Radzieckiego. Łączy się to z procesem, który w Rosji nazywamy rewolucją archiwalną. Zakładała ona otwarcie archiwów i ujawnienie dokumentów, które do tej pory pozostawały poufne. Dzięki ujawnieniu tych dokumentów pojawiło się mnóstwo prac naukowych. Chciałbym zwrócić uwagę przede wszystkim na dwutomową pracę „Polityka lat 1939–43", która obejmuje wszystkie zagadnienia dotyczące zawarcia paktu Hitler-Stalin, jak również dokumenty związane z polityką i prowadzeniem dyplomacji przez przedstawicieli Kremla. Ponadto dokumenty bezpośrednio związane z zawarciem paktu o nieagresji między Związkiem Radzieckim i Niemcami zostały ujawnione i opublikowane w wielu czasopismach naukowych.

Jednak dla naszej historiografii ważne były nie tylko ujawnione dokumenty, ale także pamiętniki Joachima von Ribbentropa, jak również wywiad z Wiaczesławem Mołotowem. Na podstawie tych dokumentów i informacji, które zostały ujawnione, mogę stwierdzić, że rosyjscy historycy doskonale zbadali wydarzenia związane z paktem Ribbentrop-Mołotow. Do upowszechnienia wiedzy na temat tego okresu najbardziej przyczynili się tacy historycy, jak Michaił Rozumienski, Aleksandr Orłow, Aleksandr Czubarian. Jednak przede wszystkim chciałbym wymienić dosyć młodego badacza Michaiła Mieltiuchowa, który w swojej monografii „Związek Radziecki i walka o Europę" pokazuje wszelkie aspekty związane z podpisaniem paktu, jak również opowiada o wydarzeniach związanych z wybuchem II wojny światowej. Filarem naszych badań były również publikacje historyków z Niemiec, Estonii czy Polski, które zostały przetłumaczone na język rosyjski.

Dla naszej historiografii nie jest wcale charakterystyczne usprawiedliwianie działań Stalina. Powiedziałbym raczej, że zarówno Stalin, jak i Mołotow starali się bronić interesów Związku Radzieckiego i robili to w każdy możliwy sposób. Oprócz tego nasi historycy dosyć krytycznie oceniają działania, które były podejmowane zarówno przez Anglię, Francję, jak i Polskę. Mamy w tej sprawie własny punkt widzenia, którego staramy się bronić.

Jednak od razu powiem też, że nie wszyscy historycy mają u nas jedną wersję tego, co wydarzyło się w 1939 r., bo nie wszyscy krytykują przyjęty wówczas przez Stalina kurs. Ten pluralizm w historiografii jest dobry. Jestem natomiast krytyczny, jeśli chodzi o publicystykę. Wszystkie artykuły i blogi, które nie są pisane przez historyków, wyrządzają jedynie szkody. Publicysta Aleksiej Kungurow napisał m.in., że do paktu i wszystkich wydarzeń, o których mówimy, doszło pod dyktando amerykańskich służb specjalnych. Wydedukował to na podstawie pierwszych stron opublikowanych dokumentów niemieckich. Nazwałbym takich ludzi analfabetami historycznymi, którzy mimo że bardzo pięknie potrafią się wypowiadać, to żadnej wiedzy historycznej nie wnoszą. Równie dobrze możemy powiedzieć, że nie było żadnego paktu, żadnego Mołotowa czy Stalina. Takich rzeczy nawet nie powinno się czytać.

Natomiast jeśli chodzi o samą nazwę paktu, to do lat 90. w rosyjskiej historiografii żadnych nazwisk nie było. Nazywano go układem o radziecko-niemieckiej nieagresji. Dopiero później zostały dodane nazwiska ministrów spraw zagranicznych. Nie zgadzam się natomiast z tematem naszej dyskusji: „Ribbentrop i Mołotow – podpalacze świata z woli Hitlera i Stalina". Mówię o tym dlatego, że w momencie, kiedy doszło do podpisania tego paktu, na Dalekim Wschodzie były już prowadzone operacje wojenne. Jeżeli zatem mówimy o podpaleniu, to w tym momencie nie trzeba było już szukać zapałek, tylko trzeba było znaleźć gaśnicę, którą było właśnie podpisanie paktu Ribbentropa z Mołotowem.

Wiodącą rolę po stronie rosyjskiej odegrał Józef Stalin. Choć wtedy nie zajmował on żadnego oficjalnego stanowiska w państwie – był tylko sekretarzem partii – to jednak był obecny przy podpisaniu paktu. Mołotow nie miał żadnego doświadczenia w prowadzeniu rozmów politycznych. Dopiero w maju 1939 r. został mianowany na szefa MSZ. Właściwie Stalin też nie miał takiego doświadczenia, ale mimo to posiadał dobry zmysł polityczny. Doskonale zdawał sobie sprawę, z której strony nadchodzi zagrożenie. Wiemy, że Stalin osobiście dokonywał poprawek w pakcie swoim niebieskim długopisem, z którym się nie rozstawał. Skrócił preambułę, w której starano się znaleźć związki historyczne między Niemcami a Związkiem Radzieckim. Dużo poprawek miał także ten tajny protokół, który został dołączony do paktu i który mówił o strefach wpływu.

Prof. Włodzimierz Suleja, dyrektor BBH IPN (komentarz z sali)

Z daję sobie sprawę z tego, że reprezentujemy czasami zbieżne, a czasami odmienne punkty widzenia. Jestem bardzo wdzięczny za to szczegółowe przedstawienie, jak historiografie reprezentowanych przez panelistów krajów spoglądają na tę jedną kwestię – pakt Ribbentrop-Mołotow. Zgadzam się z prof. Jonasem, że nie był to pakt o nieagresji, ale pakt tę agresję zapowiadający. Dlatego muszę wejść w polemikę z prof. Niewieżynem, ponieważ ta metaforyczna gaśnica, która została użyta w sierpniu 1939 r., nie była wypełniona wodą, tylko benzyną. To, że Niemcy parły do wojny, jest sprawą bezsprzeczną i niewzbudzającą kontrowersji. I trudno nie dojść do wniosku, że ten szczególny pakt był bardzo wyraźną zachętą dla drugiego potencjalnego agresora, żeby do konfliktu w końcu doszło.

Chciałbym zwrócić uwagę na to, że odbiór 23 sierpnia 1939 r. będzie zupełnie odmienny, jeżeli połączymy go z następną datą – 28 września 1939 r., czyli zamknięciem sprawy podziału wpływów traktatem o granicach i przyjaźni Trzeciej Rzeszy i ZSRR. Przecież wtedy toczyły się jeszcze walki, nie wszystkie polskie oddziały skapitulowały, a jednak już dokonał się podział świata. Akceptując nawet konieczność spojrzenia na wymogi tego czasu i reprezentowanie własnych interesów, trudno nie dostrzec, że były to działania, które zmierzały do zupełnego wywrócenia istniejącego porządku. To, że Polska stanęła wtedy na drodze, spowodowało, że rozpoczęła się wojna trwająca przez kolejne lata.

— spisała i opracowała Katarzyna Płachta

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Historycy z Polski, Niemiec i Rosji wzięli udział w debacie pod hasłem „Ribbentrop i Mołotow – podpalacze świata z woli Hitlera i Stalina". Badacze rozmawiali o podpisanym 23 sierpnia 1939 r. pakcie Ribbentrop-Mołotow, który ostatecznie zadecydował o wybuchu II wojny światowej. Dyskusję przygotował Instytut Pamięci Narodowej z okazji Europejskiego Dnia Pamięci Ofiar Reżimów Totalitarnych.

Dr Mateusz Szpytma, zastępca prezesa Instytutu Pamięci Narodowej

Pozostało 98% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Polexit albo śmierć
Plus Minus
Menedżerowie są zmęczeni
Plus Minus
Konrad Szymański: Cztery bomby tykają pod członkostwem Polski w UE
Plus Minus
„Fallout”: Kolejna udana serialowa adaptacja gry po „The Last of Us”
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Kaczyński. Demiurg polityki i strażnik partyjnego żłobu