Jonathan Franzen, uznawany za jednego z najwybitniejszych pisarzy współczesnej Ameryki, autor „Korekt", „Silnego wstrząsu" i „Wolności", ogłosił – jak sam zapowiedział – swoją ostatnią rzecz. To zbiór esejów dotyczący potworniejącej rzeczywistości, którą coraz trudniej znieść. Nosi znamienny tytuł „Koniec końca świata".
Na książkę składa się 16 tekstów, w których Franzen jawi się jako pisarz głęboko zatroskany kształtem dzisiejszego świata. Jego niepokój budzą przede wszystkim zmiany klimatyczne, których skutki najbardziej odczują przyszłe pokolenia, ale już dziś są wyrokiem dla wielu gatunków zwierząt i roślin. Temperatura bowiem nieubłaganie wzrasta, w ostatnich 60 latach liczba ptaków morskich spadła o 70 proc., a co minutę wywalanych jest w Ameryce 30 tys. papierowych kubków.
Franzen okazuje się niezwykle zajmującym ptasiarzem, swoją miłość do tych zwierząt podkreśla na każdym kroku. Wiele jego fragmentów możemy wręcz czytać jak ustępy ornitologa pasjonata przybliżającego nam obyczaje dalekich latających krewnych. Dowiadujemy się więc, że samczyki dziwolotka flagopiórego wyglądają jak lelki ścigane przez dwa nietoperze, a łuszczykowi wielobarwnemu żaden kwiat nie dorówna krzykliwością kolorów, zaś nawałnik bury chodzi po wodzie niczym św. Piotr. „Gdybyśmy mogli zobaczyć wszystkie ptaki na świecie, zobaczylibyśmy cały świat".
Co jeszcze budzi sprzeciw cenionego pisarza? Medialna kultura zdominowana przez niepogłębione treści i uniwersum lajków. Według literata media społecznościowe są współczesnym śmietnikiem, na którym treści wyprane są ze znaczeń, a zmyślone obrazy jeszcze bardziej oddaliły te prawdziwe. Świat wirtualny stał się przestrzenią hołdującą taniemu ekshibicjonizmowi. Ludzie bez przerwy się komunikują, choć prawie nigdy ze sobą nie rozmawiają. Na bakier też u nich z empatią.
Dlatego to właśnie esej, zdaniem Franzena, jest niezłym sposobem, aby zadać sobie pytania, kim naprawdę jestem i czym jest życie, kiedy gaśnie prąd i zamykane są sklepy.