Czy Rosja zdzierży Szwecję w NATO?

Perspektywa przyłączenia się Szwecji do NATO działa na Kreml jak płachta na byka. Rosja, stosując metody zbliżone do wojny hybrydowej, stara się groźbą i prośbą odwieść Sztokholm od tego pomysłu.

Aktualizacja: 09.07.2016 10:24 Publikacja: 07.07.2016 12:26

Szwecja też ma swoje „zielone ludziki”. Czy zechce ich użyć?

Szwecja też ma swoje „zielone ludziki”. Czy zechce ich użyć?

Foto: Swedish Army/DAPD/FORUM

Po wyborach parlamentarnych w Norwegii do władzy dochodzi skrajnie radykalna partia ekologiczna. Nowy premier, martwiąc się postępującą degradacją środowiska naturalnego, decyduje o wstrzymaniu wydobycia ropy i gazu. Ponieważ Oslo jest jednym z największych na świecie dostawców tych surowców, państwom europejskim grozi kryzys energetyczny. Żeby oddalić od siebie to niebezpieczeństwo, dają Rosji ciche przyzwolenie na zajęcie Norwegii, przejęcie jej platform wiertniczych i wznowienie wydobycia. Kreml, nie wahając się ani chwili, wysyła armię i bez rozlewu krwi zajmuje ten skandynawski kraj. Od tego momentu władzę sprawuje nie rząd, ale moskiewski ambasador.

Ta historia to nie ponury żart, tylko fabuła norwesko-szwedzkiego serialu „Okupanci", w którego powstanie zaangażowany był mistrz kryminałów Jo Nesbo. Mimo że pomysł na produkcję zrodził się jeszcze przed aneksją Krymu przez Rosję, to autor świetnie oddał niepokój, jaki Moskwa budzi wśród sąsiadów z północy. Ostatnie działania Rosji tylko te nastroje spotęgowały, a całej opowieści dodały realizmu. Nic dziwnego, że serial cieszy się ogromną popularnością. Nie tylko w Norwegii. Po jego emisji w Szwecji ambasada Rosji w Sztokholmie wydała specjalny komunikat, w którym potępiła szerzenie antyrosyjskich uprzedzeń i strachu. Problem polega tylko na tym, że wywołują je sami Rosjanie.

Debata nad tym, czy warto przystąpić do sojuszu północnoatlantyckiego, toczy się w Szwecji od kilku dekad. Na nowo rozpaliło ją jednak dopiero zajęcie przez Federację Rosyjską Krymu i wybuch wojny na wschodzie Ukrainy. Zmiana sytuacji geopolitycznej w regionie i poczucie braku bezpieczeństwa sprawiły, że zwolenników zaczęła zyskiwać idea dołączenia kraju do NATO. Tylko pełne członkostwo w sojuszu – twierdzą – może ochronić kraj przed potencjalną agresją ze strony Moskwy.

Szkodliwy pokój

Z badań Instytutu SOM wynika, że akcesję do paktu popiera 38 proc. Szwedów, 31 proc. jest temu przeciwnych. Duża część społeczeństwa się waha i boi podejmować tak ważną decyzję. Podobnie zresztą jak rządząca krajem koalicja socjaldemokratów i zielonych, która o wstąpieniu do NATO nie chce na razie słyszeć.

Ekspertka Szwedzkiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Anke Schmidt-Felzmann w rozmowie z magazynem „New Eastern Europe" przyczyny takich nastrojów upatruje w głęboko zakorzenionej w świadomości Szwedów neutralności. Politycy w Sztokholmie już 200 lat temu uznali, że ich kraj nie jest w stanie bronić granic i realizować swoich celów dzięki sile militarnej czy potencjałowi gospodarczemu, bo te były zbyt małe. Stąd mniej więcej od XIX wieku główna doktryna szwedzkiej polityki zagranicznej opiera się na nieangażowaniu w konflikty zbrojne i sojusze militarne. Dzięki temu przez dwa stulecia Szwedzi, pełniący czasami rolę mediatorów między skonfliktowanymi stronami, nie doświadczyli na swoim terytorium wojny czy okupacji. Zdaniem Felzmann ta, jak to nazywa, „szkoda wyrządzona przez pokój" zaburzyła poprawną ocenę sytuacji międzynarodowej. Lata względnego spokoju ukształtowały przekonanie, że najlepszą odpowiedzią na agresywne działania Rosji jest zachowanie neutralności.

Drugim powodem, który wywołuje niechęć części szwedzkiego społeczeństwa i jego elit do przystąpienia do NATO, jest właśnie strach przed reakcją Moskwy. Magazyn „Politico" w artykule z maja tego roku przytacza fragmenty rządowego raportu dotyczącego obronności państwa. Wynika z nich, że eksperci zarekomendują politykom dalsze zacieśnianie relacji ze Stanami Zjednoczonymi przy jednoczesnym pozostaniu poza NATO, żeby nie prowokować Kremla.

Te założenia to woda na młyn szwedzkiego establishmentu. Ostatnio zarówno minister spraw zagranicznych Margot Wallström, jak i premier Stefan Löfven opowiedzieli się przeciw akcesji do sojuszu. Oboje uważają, że jeśli wybory prezydenckie w USA wygra Donald Trump, pakt i tak przestanie być skuteczny. A Moskwa znakomicie te nastroje podsyca. W kwietniu w wywiadzie dla gazety „Dagens Nyheter" rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow zagroził, że jego kraj podejmie działania militarne, jeśli Szwecja zdecyduje się wejść do NATO. Zdaniem analityków estońskiego think tanku International Center for Defence and Security nerwowe zachowanie Moskwy może wynikać z kluczowego znaczenia, jakie Szwecja ma dla zamknięcia tzw. bałtyckiej luki sojuszu.

– Jeśli w przypadku ataku na państwa bałtyckie NATO chciałoby im szybko pomóc, np. przerzucając siły szpicy, to najlepszym rozwiązaniem byłaby koordynacja działań ze Szwecją i wykorzystanie jej położenia, lotnisk oraz infrastruktury. Niebagatelną rolę mogłyby odegrać także bardzo sprawne szwedzkie siły specjalne i flota przystosowane do operowania na Bałtyku – wyjaśnia dr Marcin Andrzej Piotrowski, ekspert ds. bezpieczeństwa z PISM.

Rosjanie nie zapomnieli też chyba wypowiedzi ówczesnego premiera Szwecji Carla Bildta, który w 1993 roku stwierdził, że jego kraj nigdy nie pozostanie obojętny w przypadku agresji na państwa bałtyckie. – Wrogie reakcje Kremla budzi przede wszystkim to, że Szwecja zaczęła zacieśniać współpracę z NATO nie tylko nieformalnie, co miało miejsce od dawna, ale oficjalnie. Mówią o tym zarówno szwedzcy politycy, jak i dyplomaci – tłumaczy dr Maciej Raś z Instytutu Stosunków Międzynarodowych UW. I rzeczywiście, wraz z końcem zimnej wojny Sztokholm zaczął powoli modyfikować swoją politykę zagraniczną.

Kamil Sobczyk w kwartalniku BBN z kwietnia zeszłego roku pisał, że po 1991 roku szwedzkie władze odeszły od doktryny nieangażowania się w kierunku bezaliansowości, czyli polityki zakładającej integrację gospodarczą, a nawet militarną z innymi państwami, ale wciąż nie zakładającej członkostwa w bloku wojskowym. Dzięki tej zmianie kraj m.in. wstąpił do Unii Europejskiej, a w ramach Partnerstwa dla Pokoju zaczął w bardzo okrojonym stopniu współpracować z NATO, m.in. wysyłając swoich żołnierzy na zagraniczne misje. Jednocześnie stopniowej redukcji uległy szwedzkie siły zbrojne.

W okresie zimnowojennym Sztokholm przeznaczał na cele militarne prawie 4 proc. PKB. Pod bronią było 100 tysięcy żołnierzy, a w razie wojny kraj mógł wystawić prawie 350-tysięczną armię. Dzisiaj, jak pisze „The Economist", Szwecja dysponuje niecałymi 20 tysiącami żołnierzy, a na zbrojenia przeznacza 1 proc. PKB.

Do drugiej przełomowej zmiany w szwedzkiej polityce zagranicznej doszło we wrześniu 2014 roku po wybuchu wojny na wschodzie Ukrainy. Wtedy Sztokholm podpisał z NATO umowę o „wsparciu państwa gospodarza" (Host Nation Support). Dokument pozwala siłom sojuszu przeprowadzać manewry na terytorium Szwecji oraz reguluje zasady pobytu wojsk NATO w tym kraju, jeśli w przypadku zagrożenia bezpieczeństwa czy klęski żywiołowej Sztokholm będzie wnioskował o ich rozmieszczenie. W maju tego roku szwedzki parlament Riksdag stosunkiem głosów 291 do 21 ratyfikował tę umowę. Z kolei w czerwcu amerykański sekretarz obrony Asthon Carter ze swoim szwedzkim odpowiednikiem ministrem Peterem Hultqvistem podpisali deklarację o wzmocnieniu dwustronnej współpracy w kwestiach bezpieczeństwa.

Ostrożna współpraca

Sztokholm cyklicznie uczestniczy w ćwiczeniach organizowanych przez NATO. Tylko w tym roku szwedzcy żołnierze brali udział w manewrach Anakonda 16, Baltops 2016 oraz CMX. Celem tych ostatnich było odparcie pozorowanego ataku Rosji na państwa bałtyckie. W pewnym zakresie Szwecja pozwoliła też na operowanie w swojej przestrzeni powietrznej należącym do sojuszu samolotów wczesnego ostrzegania i dowodzenia systemu AWACS. Jak przypominają dziennikarze magazynu „Politico", Sztokholm planuje do 2020 roku przeznaczyć dodatkowe 10 miliardów koron na obronność i powiększenie armii. Co więcej, szwedzki sztab generalny ponownie rozmieścił siły zbrojne na Gotlandii, kluczowej ze względu na położenie wyspie w połowie drogi między Szwecją a państwami bałtyckimi, a od dekady – bezbronnej i co gorsza – nieufortyfikowanej, co oznacza, że remilitaryzacja wymaga nakładów.

To ważne decyzje, biorąc pod uwagę słowa naczelnego dowódcy sił zbrojnych gen. Sverkera Göransona, który w 2012 roku ostrzegał, że Szwecja jest się w stanie samodzielnie bronić jedynie przed ograniczonym atakiem, i to tylko przez tydzień.

W podobnym tonie wypowiada się Anke Schmidt-Felzmann, która w wywiadzie udzielonym „New Eastern Europe" podkreśla, że w razie ataku jej kraj i tak będzie zdany na pomoc paktu północnoatlantyckiego. „W 2014 amerykański ambasador Mark Brzezinski jasno powiedział, że Szwecja nie może liczyć na pomoc sojuszu, jeśli nie będzie jego członkiem" – ostrzega ekspertka. Takie głosy, popierane przez coraz większą część społeczeństwa, oraz współpraca Sztokholmu z sojuszem drażni Kreml i budzi jego obawy.

– W przypadku konfliktu zbrojnego w regionie kraje neutralne będą się musiały opowiedzieć po którejś ze stron. Kreml robi wszystko, by Sztokholm nie opowiedział się po stronie NATO, a tym bardziej do niego nie dołączył – podkreśla Piotrowski.

Presja psychologiczna

Krótko ostrzyżony blondyn ubrany w szwedzki mundur, tańcząc w rytm piosenki „Mamma Mia" szwedzkiego zespołu Abba, śpiewa: „Iwan chce położyć łapy na naszej ziemi. To straszne. Wstąpmy do NATO". W odpowiedzi chórek kobiet udających dziennikarki zachodnich telewizji kontynuuje: „Jeśli tego nie zrobimy, to Rosja podbije nas w tydzień. Oni już idą". To nie fragment nowego hitu na Eurowizję, ale zamieszczony w internecie film wyśmiewający szwedzki strach przed Moskwą. Kreml w tak „subtelny" sposób próbuje uzmysłowić Szwedom, że nie taki diabeł straszny, jak go malują. A to tylko jedna z dziesiątek metod, jakie Rosjanie stosują, żeby przekonać Sztokholm, że członkostwo w sojuszu północnoatlantyckim do najlepszych pomysłów nie należy.

– Są to bardzo często wrogie akty, które trudno wprost zakwalifikować jako wypowiedzenie wojny. Dają jednak Szwedom jasny przekaz: zobaczcie, co się u was dzieje, kiedy przyłączyliście się do konfrontacji między wschodem a zachodem. Lepiej się porozumieć – mówi Raś.

Eksperci nazywają takie działania „doktryną Gierasimowa" – od nazwiska szefa Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej. Inne określenia to „wojna hybrydowa" albo „wojna nowej generacji". Gierasimow tłumaczy, że w XXI wieku można zauważyć zacieranie się granic między stanem wojny a pokoju. Wojny, twierdzi generał, nie będą jak dotychczas wypowiadane. Coraz istotniejsze będzie wykorzystanie różnych instrumentów politycznych i ekonomicznych połączonych z wpływaniem na nastroje ludności wrogiego kraju. Te metody Rosja wypróbowała już w 2014 roku podczas aneksji Krymu. Z powodzeniem.

W marcu tego roku szwedzki kontrwywiad Säpo upublicznił raport dotyczący zagrożeń terrorystycznych i wywiadowczych. Jeden z jego rozdziałów został poświęcony wzrostowi rosyjskich działań dezinformacyjnych i psychologicznych obliczonych na manipulowanie Szwedami. Dwa dni po publikacji strony internetowe siedmiu najpopularniejszych szwedzkich gazet padły ofiarą zmasowanego i skoordynowanego cyberataku. W jego wyniku domeny zostały zablokowane. Szwedzka Agencja Cywilnego Reagowania Kryzysowego pisze, że ataki przeprowadzono „ze wschodu". Jak podkreśla Raś, takich działań nie wykonuje się z terytorium Rosji. – Używa się komputerów z innych części świata, a do tego wykorzystuje się pośrednie serwery, żeby trop nie prowadził do Moskwy – dodaje ekspert.

Säpo zwraca również uwagę, że rosyjska Służba Wywiadu Zagranicznego (SWR) wraz z wywiadem wojskowym GRU prowadzą intensywne rozpoznanie krajowej infrastruktury wojskowej i cywilnej w celu uzyskania informacji o ich słabościach. Służby bezpieczeństwa Szwecji ostrzegają, że te informacje przydadzą się do planowania w przyszłości ataków i aktów sabotażu.

Brytyjski „The Telegraph" cytuje jednego z szefów szwedzkiego kontrwywiadu Wilhelma Unge, który mówi, że rosyjscy szpiedzy „są bardzo dobrze wykształceni, zdeterminowani, młodsi niż ich poprzednicy w czasach radzieckich i świetnie wtopili się w społeczeństwo". Szwedzkie media przypominają zaś zeszłoroczny raport kontrwywiadu, z którego wynika, że wśród 37 akredytowanych w Szwecji rosyjskich dyplomatów aż 10 jest oficerami SWR i GRU.

Jednym z najbardziej jaskrawych przykładów manipulowania przez Moskwę szwedzkim społeczeństwem jest publikacja w mediach sfabrykowanego listu, w którym minister obrony dziękuje szefowi firmy BAE Bofors za sprzedaż na Ukrainę 12 haubic Archer. Wiadomość miała zdyskredytować w oczach Szwedów rząd, który wcześniej sprzeciwiał się wysyłaniu broni dla Kijowa. Säpo szybko odkryło, że fałszywka powstała w Petersburgu. Przy jej rozpowszechnianiu pomagał jeden z dyplomatów, którego uznano za persona non grata i wydalono z kraju.

Rosyjskie służby próbują również infiltrować środowiska skrajnej lewicy i prawicy w Szwecji. W końcu tegoroczne głosowanie nad umową z NATO zakłócili właśnie działacze radykalnej lewicy, głośno protestując z parlamentarnej loży dla widowni. Na wniosek przewodniczącego zostali wyproszeni z sali. W przypadku tych grup służby otwarcie mówią o tzw. agentach wpływu.

Również rosyjskie media poświęcają Szwecji coraz więcej uwagi. Służby ostrzegają szczególnie przed działalnością radia Sputnik i anglojęzycznej telewizji RT. Ta ostatnia w artykule z października 2014 roku na stronie internetowej straszy Sztokholm, że jego polityka może doprowadzić do eskalacji napięć w regionie. W innym miejscu publicysta RT pisze, że były premier i minister spraw zagranicznych Carl Bildt „ciągle angażuje się w krwawą rewolucję na Ukrainie". Z kolei „Prawda" w anglojęzycznym artykule z tego roku cytuje szwedzkiego dziennikarza, który tłumaczy rodakom, że Waszyngton i Bruksela, strasząc przed agresją ze strony Rosji, realizują tajny plan, który ma wepchnąć Sztokholm w ręce NATO. Säpo w swoim raporcie konkluduje, że wszystkie te działania mają wpłynąć na kierunek debaty publicznej w Szwecji oraz ośmieszyć rządzących polityków.

Atak symulowany

W marcu 2013 roku dwa ponad 40-metrowe bombowce Tu-22M-3 z czerwonymi gwiazdami na ogonach eskortowane przez myśliwce Su-27 wleciały w szwedzką przestrzeń powietrzną. Ogromne maszyny zdolne do przenoszenia na pokładzie pocisków z głowicami nuklearnymi przeprowadziły dwa symulowane ataki atomowe. Celami były siedziba Instytutu Obrony Radiołączności na przedmieściach Sztokholmu oraz baza lotnicza na południu kraju. Zanim szwedzkie lotnictwo poderwało swoje maszyny, Rosjanie byli już w domu. W październiku 2014 roku doszło do głośnego incydentu na Morzu Bałtyckim. Na wodach archipelagu sztokholmskiego pojawił się niezidentyfikowany obiekt. Choć nie udało się go znaleźć, szwedzkie media podejrzewają, że był to okręt podwodny rosyjskiej marynarki. Jak przypomina „Business Insider", tydzień później szwedzka armia po raz drugi została zaalarmowana przez nieznany statek, który pojawił się w okolicach stolicy. I tym razem poszukiwania zakończyły się niczym, ale eksperci ds. bezpieczeństwa są niemal pewni, że również ta jednostka należała do Rosji. Podobną taktykę stosował Związek Radziecki, którego łodzie w latach 80. wielokrotnie naruszały morskie granice Szwecji.

Dwa lata temu wywiad łączności FRA opublikował zdjęcia rosyjskich myśliwców lecących niebezpiecznie blisko szwedzkiego samolotu zwiadowczego. Innym razem myśliwce NATO zauważyły Rosjan nad leżącą na południe od Sztokholmu wyspą Olandia. To tylko dwa przykłady, bo prowokacji z udziałem rosyjskich myśliwców było więcej. Z kolei w 2015 roku rosyjskie okręty wojskowe zakłóciły układanie kabla telekomunikacyjnego między szwedzkim miastem Nybro a Kłajpedą na Litwie. Moskwa tłumaczyła swoje działania ochroną strefy, w której w tym czasie odbywały się manewry. Rok temu w marcu Kreml przeprowadził duże ćwiczenia, których scenariusz zakładał desant i zajęcie Gotlandii i Bornholmu. Najświeższy przekaz z Moskwy dla Sztokholmu, wypowiedziany ustami wiceszefa Komisji Obrony i Bezpieczeństwa Jewgienija Serebrennikowa, brzmi mniej więcej tak: jeśli dołączycie do NATO, my rozmieścimy w obwodzie kaliningradzkim najnowsze pociski niewykrywalne dla systemów sojuszu.

Może zdarzyć się i tak, że im bardziej Kreml będzie straszył, tym szybciej niebieski sztandar z różą wiatrów załopocze przed szwedzkim Ministerstwem Obrony.

Według Marcina Andrzeja Piotrowskiego Sztokholm zdecyduje się na akces do sojuszu. – Wielu sojuszników uważa, że możemy zapomnieć o rozszerzeniu NATO o Gruzję czy Ukrainę, ale nieuchronnie czeka nas poważna debata na temat Skandynawii. Te rozmowy mogą potrwać nawet 10–15 lat – mówi ekspert PISM.

Robbie Gramer z Atlantic Council przekonuje, że wzrost poparcia dla akcesji wśród zwykłych Szwedów pokazuje zmianę, jaka się dokonuje. „To wstęp do wstępu do paktu" – przewiduje.

A jak wtedy zachowałaby się Moskwa? – Będzie robiła to, co zawsze. Dużo demonstracji siły i gróźb. Rosjanie byliby jednak o wiele bardziej agresywni w stosunku do Finlandii, z którą graniczą i która może przystąpić do NATO razem ze Szwecją – uważa Piotrowski.

– Kremlowskie groźby są paradoksalnie najpoważniejszym argumentem za akcesją do paktu. Mówiąc wprost: im bardziej Moskwa naciska, tym bardziej Szwecja szuka ochrony w szeregach NATO – zauważa Raś.

 

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Po wyborach parlamentarnych w Norwegii do władzy dochodzi skrajnie radykalna partia ekologiczna. Nowy premier, martwiąc się postępującą degradacją środowiska naturalnego, decyduje o wstrzymaniu wydobycia ropy i gazu. Ponieważ Oslo jest jednym z największych na świecie dostawców tych surowców, państwom europejskim grozi kryzys energetyczny. Żeby oddalić od siebie to niebezpieczeństwo, dają Rosji ciche przyzwolenie na zajęcie Norwegii, przejęcie jej platform wiertniczych i wznowienie wydobycia. Kreml, nie wahając się ani chwili, wysyła armię i bez rozlewu krwi zajmuje ten skandynawski kraj. Od tego momentu władzę sprawuje nie rząd, ale moskiewski ambasador.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Wielki Gościńcu Litewski – zjem cię!
Plus Minus
Aleksander Hall: Ja bym im tę wódkę w Magdalence darował
Plus Minus
Joanna Szczepkowska: Racja stanu dla PiS leży bardziej po stronie rozbicia UE niż po stronie jej jedności
Plus Minus
„TopSpin 2K25”: Game, set, mecz
Plus Minus
Przeciw wykastrowanym powieścidłom