Afera balonowa. Jak z Francji wspierano Soldiarność

„Baloniki nienawiści" – grzmiał 9 marca 1982 r. na pierwszej stronie „Głos Szczeciński". W ten sposób władze nagłośniły jeden z bardziej spektakularnych projektów wsparcia Solidarności, koordynowaną z Paryża akcję wysłania do Polski 10 tys. balonów z ulotkami.

Aktualizacja: 12.03.2017 13:55 Publikacja: 09.03.2017 10:27

Balony wypuszczono z Bornholmu 5 marca 1982 r. Po napełnieniu helem miały być w stanie utrzymać się

Balony wypuszczono z Bornholmu 5 marca 1982 r. Po napełnieniu helem miały być w stanie utrzymać się w powietrzu do 15 godzin.

Foto: Bornholms Museum

Od momentu wprowadzenia stanu wojennego wielu Francuzów, głównie o poglądach lewicowych, szukało możliwości pomocy Polakom. Podczas wielu spotkań dyskutowano o innych formach wsparcia moralnego społeczeństwa polskiego niż transporty żywności czy odzieży. Rozprawiano zatem o samizdatach jako najlepszej formie komunikacji i możliwościach ich dostarczenia nad Wisłę. Z pomocą przyszedł „Archipelag Gułag" Aleksandra Sołżenicyna – jak wspominał matematyk Martin Andler. Występował tam motyw balonu, który dostarczał jedzenie i informacje do gułagu na Syberii. I w ten sposób narodził się pomysł akcji balonowej, jeszcze bez szczegółów i planów.

Zainteresowani usilnie poszukiwali kontaktów z Polakami we Francji, korzystając z pośrednictwa francuskich związków zawodowych, szczególnie chrześcijańsko-socjalistycznej Francuskiej Demokratycznej Konfederacji Pracy. Ten związek wspierał głównie działania Komitetu Koordynacyjnego Solidarności w Paryżu utworzonego po 13 grudnia 1981 r. Oprócz komitetu istniało w Polsce stowarzyszenie Solidarność Francusko-Polska działające od września 1980 r. w Paryżu. Jego szefem był genetyk Piotr Słonimski. To u niego w styczniu 1982 r. zjawili się jego znajomi naukowcy, biolog Francis Andre Wollman i matematyk Martin Andler, i pytali o możliwość zamanifestowania swojego poparcia dla polskiego społeczeństwa. Właśnie wtedy przedstawili pomysł akcji balonowej.

Z kolei u Piotra Jeglińskiego, szefa paryskiego wydawnictwa Editions Spotkania, pojawił się przedstawiciel organizacji „Lekarze bez granic". Rozmawiali o wymyśleniu jakieś akcji pomocowej dla Polaków. Jegliński wspominał, że podsunął mu pomysł akcji balonowej. Dziś te dwie opowieści funkcjonują równolegle obok siebie, tworząc historię tej akcji.

Pokazać solidarność

Akcja „Balony dla Polski" została zorganizowana przez utworzony w tym celu w Paryżu Komitet Wolnych Balonów dla Polski w styczniu 1982 r. W jej przygotowanie zaangażowanych było ponad 30 osób o różnym światopoglądzie, choć większość z nich miała korzenie lewicowe. W ulotce nazwali siebie „osobami walczącymi o swobodny przepływ informacji między narodami". 20 stycznia 1982 roku, podczas spotkania pomiędzy przedstawicielami Francuskiej Demokratycznej Konfederacji Pracy i członkami prezydium Komitetu Koordynacyjnego, dyskutowano o zaangażowaniu obu organizacji w akcję i jej celach. Na spotkaniu ze strony polskiej byli m.in. Zbigniew Kowalewski, Andrzej Wołowski, Seweryn Blumsztajn i Jacek Kaczmarski.

Celem akcji było m.in. moralne wsparcie Polaków poprzez pokazanie solidarności z nimi. Ale także przesłanie nad Wisłę miniraportu z najnowszymi informacjami o sytuacji w Polsce i przełamanie blokady informacyjnej.

Podczas dyskusji i kolejnych spotkań na forum komitetu odezwały się głosy, że nie powinien się on angażować w tego typu przedsięwzięcia. Motywowano to ich wybitnie politycznym charakterem, który mógł spowodować reperkusje w bilateralnych stosunkach na szczeblu państwowym. W rezultacie rząd francuski, złożony z socjalistów i komunistów, mógł cofnąć swoje ciche przyzwolenie dla emigracyjnych struktur opozycyjnych oraz zacząć ingerować w prowadzoną na szeroką skalę zbiórki pieniędzy, żywności i sprzętu poligraficznego dla społeczeństwa polskiego. Niektórzy członkowie komitetu wskazywali, że zebrane fundusze powinny zostać przeznaczone na paczki żywnościowe dla głodujących Polaków. Pojawiały się również argumenty o zagrożeniu dla ruchu lotniczego, które mogły spowodować balony.

Najazd z powietrza

Balony miały wystartować z duńskiej wyspy Bornholm. Andrzej Świętek, członek organizacji Duński Komitet Wsparcia Solidarności, wspominał: „Młodzi ludzie z Francji wertowali archiwalne zapisy dotyczące pogody z ostatnich 60 lat. Według nich zawsze dwa dni w roku (5–6 marca) charakteryzowały się podobnym układem prądów powietrza, które sprzyjały przenoszeniu balonów. Opracowali oni także specjalny rodzaj gumy do balonów, który poddali setkom prób. Napełnione helem, po kilku godzinach zaczynały powoli flaczeć i opadać".

Balony były napełniane 17 litrami helu. Czas przelotu szacowany na około 15 godzin, zależnie od wysokości, pozwalał na ich swobodne opadanie u wybrzeży Polski.

Francuzi o zgodę na przelot balonów poprosili duńskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Urzędnicy uznali, że sprawa ma charakter techniczno-lotniczy i skierowali ją do Zarządu Ruchu Lotniczego, a ten konsultował decyzje z Polakami. Ostatecznie odmówił zgody na akcję. Jej brak nie zdeprymował Francuzów. Grupa rekonesansowa dwa razy poleciała na wyspę, aby wybrać miejsce, z którego najlepiej było wypuścić balony. Po obejrzeniu kilkunastu miejsc zdecydowano, że najlepiej do akcji nadawały się nadmorskie plaże w miejscowości Dueodde, mniej więcej na wysokości Darłowa, Kołobrzegu. Odległość od Polski była nieznaczna (około 100–120 km), a więc szanse powodzenia akcji były duże.

Akcję rozpoczęto w piątek 5 marca 1982 r., o godz. 10 rano. Napełniano balony helem z wcześniej dostarczonych butli. Dzięki kontaktom francuskich naukowców z władzami lotniska w Holne nadzorowano sytuację pogodową w regionie. Chodziło głównie o to, aby większość balonów nie zatonęła, nie osiągając wybrzeża Polski. Wypuszczono około 90 proc. z 10 tys. przygotowanych, różnokolorowych balonów z dołączonym ładunkiem. Do każdego balonu z napisem Solidarność przyczepiono plastikowy worek z kompletem pięciu 12-stronicowych ulotek z informacją na temat organizatora akcji, wyborem wypowiedzi Jana Pawła II z grudnia 1981 r. i stycznia 1982 r. oraz analizą krakowskich prawników (w tym prof. Jana Środonia) dotyczącą bezprawności wprowadzenia stanu wojennego przez reżim Wojciecha Jaruzelskiego. Ponadto znajdowały się tam informacje o Solidarności i jej działaniach poza Polską, karykatury, a także instruktaż dotyczący budowy powielacza i zachowania podczas kontaktów z milicją i wojskiem.

Wszystko to zostało wydrukowane w kolorze niebieskim, który miał szanse najdłużej przetrwać w czytelnej formie, w przypadku zamknięcia. Liczono, że dobrym wynikiem będzie dotarcie do Polski ok. 30 proc. balonów. Zgodnie z przewidywaniami 5 marca zmienił się kierunek wiatru, co umożliwiało przemieszczanie balonów z prędkością ok. 13 km/h. Według organizatorów mogły one dolecieć mniej więcej do Zielonej Góry, Bydgoszczy i północnej granicy ze Związkiem Radzieckim.

Pierwsze balony dotarły do granicy z Polską już w nocy z 5 na 6 marca. Informacje o nich znalazły się w raportach Bałtyckiej Brygady Wojsk Ochrony Pogranicza. Żołnierze z grup patrolowych wybrzeża informowali, że z rana na plażach Darłowa, Jarosławca, Mielna i Kołobrzegu odnajdywano różnokolorowe balony z przyczepionymi ulotkami o antypaństwowej treści. Balony trafiały również do rąk rybaków (niektórzy oddawali je żołnierzom) oraz osób, które wcześnie rano wybrały się na spacer na okoliczne plaże, korzystając z pierwszych promieni wiosennego słońca.

Ich pojawienie się odnotowywały także terenowe jednostki Służby Bezpieczeństwa, szczególnie ze Szczecina, Koszalina i Słupska. Oprócz nich informacje o balonach odnotowywano na terenie województw gorzowskiego, pilskiego oraz toruńskiego i elbląskiego. Zdarzenia nie dało się ukryć przed społeczeństwem, zdecydowano się więc wykorzystać media do akcji demaskowania oraz oskarżania organizatorów o planowanie zamachu antysystemowego. Prasa, radio i telewizja wspomagane przez ekspertów wojskowych i bezpieczniackich skwapliwie wykonywała swoje obowiązki propagandowo-oskarżycielskie.

Kontratak prasy

Baloniki nienawiści" – grzmiał we wtorek, 9 marca, 1982 r. na pierwszej stronie „Głos Szczeciński". Oskarżycielski w tonie artykuł Henryka Chmielowskiego (Chmiela) mówił o paryskich emigrantach, którzy dopięli swego, nawołując do oporu przeciwko władzy i tworzenia struktur „opartych na równie wrogich agenturach". Zawartość „ładunku" określano mianem „mieszaniny bogoojczyźnianych frazesów walczących w treściach o lepsze [jutro] z natrętnym stylem edukacyjnym dla maluczkich". Redakcję „Głosu Szczecińskiego" wsparł lokalny „Kurier" artykułem „Brzydkie zabawy" Jeremiego Gąsowskiego z Krajowej Agencji Robotniczej. We wszystkich artykułach zwracano uwagę na oficjalną odmowę władz duńskich, lecz zżymano się na obecność na plaży mera Bornholmu Jensa Brandta, który fotografował się z balonami w ręku.

Będący na miejscu akcji Andrzej Świętek wspominał tę sytuację: „Mer Bornholmu wyszedł tego dnia na spacer z psem na plażę, aby przyglądać się akcji. W pewnej chwili podszedł do grupy osób wypuszczających balony i rozmawiał z nimi, co zostało uwiecznione przez liczne w tym miejscu ekipy telewizyjne". I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że mer nie miał psa, a ten, z którym wyszedł na rzekomy spacer, został przez niego pożyczony od sąsiada. W ten sposób stworzył sobie pretekst, by móc wyrazić poparcie dla francuskiej inicjatywy.

Gazety odnotowały również notę protestacyjną polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych do rządów Danii i Francji oraz protest pracowników Polskich Linii Lotniczych LOT, którzy mieli być jakoby oburzeni inicjatywą zagrażającą bezpieczeństwu lotniczemu.

Trochę inny ton i sposób opisywania sytuacji zaprezentowały tytuły centralne. W „Trybunie Ludu" 11 marca 1982 r. obwieszczono o „balonowych ulotkach". W „Żołnierzu Wolności" 8 marca 1982 r. najpierw podano krótką informację o wydarzeniu pochodzącą z Polskiej Agencji Prasowej. 11 marca opublikowano artykuł Bogusława Marcińskiego „Balony do Polski". Zwracano uwagę na konsekwencje międzynarodowe tego faktu ze względu na organizację akcji przez Komitet Koordynacyjny Solidarności w Paryżu oraz współpracę z duńską administracją lokalną (wspomniany Jens Brandt) oraz francuskimi związkami zawodowymi.

Artykuł w „Trybunie Ludu" powstał z inspiracji MSW, co widoczne było chociażby w liczbie szczegółów dotyczących pomysłodawców akcji. Według autora było to pogwałcenie umów międzynarodowych, niebezpieczny precedens oraz przykład brutalnej i rzadko spotykanej agresji propagandowej. Wskazywał on, że ulotki nie nawoływały do akcji o charakterze terrorystycznym, lecz mimo wszystko miały na celu wywołanie chaosu i destrukcji państwa, które dzięki wysiłkowi władzy powracało na „normalne" tory.

Destrukcji państwa miały dokonać zawarte w balonach groźne wirusy, co z emocjami opisywał dziennikarz „Żołnierza Wolności", powołując się na doniesienia duńskiego „Bornholm Tildende" z 6 marca 1982 r. Z zestawień przygotowanych przez Wydział Prasowy Zespołu Gabinetu MSW wynikało, że najbardziej zaangażowani w akcję medialną byli funkcjonariusze Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej z Koszalina, którzy dostarczyli informacje dla wieczornego dziennika radiowego Polskiego Radia, reportażu „Balony propagandowe nad Polską" dla „Dziennika Telewizyjnego" z 9 marca 1982 r. oraz wyświetlonego dzień później reportażu w szczecińskim paśmie regionalnym. O ulotkach poinformowano także aktyw partyjny w kraju, w niedzielę 8 marca tego roku, w teleksowej informacji wewnątrzpartyjnej, ograniczając się tylko do podania samego faktu oraz określenia zawartości balonów. O ich pojawieniu nie było mowy na cotygodniowych konferencjach Jerzego Urbana, choć informowały o niej duńska i szwedzka prasa oraz radio francuskie.

Sukces przy wsparciu reżimu

Akcja balonowa została zauważona przez władze i skomentowana. Artykuły prasowe były odpowiednio przygotowane i nasycone argumentacją zgodną z polityką reżimu Wojciecha Jaruzelskiego. Problemem był głównie międzynarodowy charakter przedsięwzięcia i zaangażowanie dwóch członków NATO. Władze starały się pokazać społeczeństwu, iż Dania, a szczególnie Francja były neutralnie nastawione do Polski po wprowadzeniu stanu wojennego. Powszechny przekaz o izolacji Polski przez kraje zachodnie miał się ograniczać głównie do USA, co widoczne było w artykułach odwołujących się do sankcji prezydenta Ronalda Reagana wobec Polski. Na więcej niż prasie centralnej pozwolono prasie szczecińskiej, gdyż obawiano się pozytywnego oddziaływania tej akcji na morale podziemia solidarnościowego. Pokazywanie, że opór społeczny może być wspierany z zagranicy było nie na rękę władzom kierowanym przez wojskowego dyktatora.

Organizatorzy akcji byli jednak zadowoleni. Po pierwsze, balony doleciały do Polski i zmusiły władze do jej nagłośnienia, dzięki czemu społeczeństwo się o niej dowiedziało. Po drugie, niektóre dotarły nawet do Białegostoku, a wiele z nich spadło także na terytorium Niemieckiej Republiki Demokratycznej. Po trzecie zawarte w balonach ulotki spełniły funkcje inspiracyjne i informacyjne. Po czwarte, przekonano się, że metoda ta może zostać wykorzystana w przyszłości do informowania społeczeństwa o innych inicjatywach komitet. Nigdy jednak już z niej nie skorzystano, choć Piotr Jegliński planował jej powtórzenie w sierpniu 1984 r.). Autor pomysłu z marca 1982 r. podsumowywał: „Akcja pokazała bezsilność totalitarnego reżimu". W czasie stanu wojennego, a także później, balony jeszcze wielokrotnie wykorzystywane były przez społeczeństwo do transportu ulotek antysystemowych.

dr Sebastian Ligarski pracuje w Biurze Badań Historycznych IPN w Szczecinie

Magazyn Plus Minus

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Od momentu wprowadzenia stanu wojennego wielu Francuzów, głównie o poglądach lewicowych, szukało możliwości pomocy Polakom. Podczas wielu spotkań dyskutowano o innych formach wsparcia moralnego społeczeństwa polskiego niż transporty żywności czy odzieży. Rozprawiano zatem o samizdatach jako najlepszej formie komunikacji i możliwościach ich dostarczenia nad Wisłę. Z pomocą przyszedł „Archipelag Gułag" Aleksandra Sołżenicyna – jak wspominał matematyk Martin Andler. Występował tam motyw balonu, który dostarczał jedzenie i informacje do gułagu na Syberii. I w ten sposób narodził się pomysł akcji balonowej, jeszcze bez szczegółów i planów.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Portugalska rewolucja goździków. "Spotkałam wiele osób zdziwionych tym, co się stało"
Plus Minus
Kataryna: Ministrowie w kolejce do kasy
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków