Przyczyna? Oczywista potrzeba rewizji historii i – co pewnie dla PiS ważniejsze – nowego mitu założycielskiego. O ile bowiem uwikłana w PRL Trzecia Rzeczpospolita z natury rzeczy nie mogła się tym mitem posłużyć, o tyle nowa władza właśnie tu chce szukać ciągłości. Cóż, nawet z perspektywy sympatyka rządu Mazowieckiego ciężko się kłócić, że „wyklęci" dopiero po dwóch dekadach wolności powoli zaczęli odnajdywać właściwe miejsce w polskiej historii. Jakoś nie pamiętam, by im stawiano pomniki za Wałęsy i Kwaśniewskiego. Błąd? Niedopatrzenie? A może świadoma intencja?
Niech to ktoś rozstrzygnie.
Przy okazji święta chcę podjąć swoją osobistą krucjatę. Bardzo mi się nie podoba utrwalony już w społecznej świadomości przymiotnik „wyklęci". Bo niby przez kogo? Nie przez polski Londyn czy miliony szczerych antykomunistów w okupowanym przez Sowietów kraju. Nie wyklęła ich nawet Polska lubelska. Pierwszymi przeciwnikami struktur akowskiego jeszcze podziemia byli czekiści z NKWD i żołnierze Armii Czerwonej. Właśnie wtedy rodził się zbrojny opór pierwszych lat Polski Ludowej. Gdyby nie doświadczenia kontaktów polskiego podziemia z Sowietami na Wileńszczyźnie czy późniejsza obława augustowska, może losy walki zbrojnej przeciw komunizmowi potoczyłyby się inaczej. „Wyklętych" stworzyli Sowieci. Ich polscy wasale tę walkę tylko kontynuowali.
Czego się domagam? Otóż marzy mi się nazwanie ich w sposób godniejszy, bez tej ironii, jaka kryje się w przymiotniku „wyklęci". Chciałbym ich nazwać żołnierzami polskiego podziemia antykomunistycznego czy żołnierzami niezłomnymi. W ten sposób można by również przeprowadzić dystynkcję między prawdziwymi ludźmi honoru (bez ironii!), którzy dali życie za ideały wolnej i demokratycznej Polski, a pospolitymi bandziorami, którzy ubierali się w szatki bojowników antykomunistycznego podziemia. Historia niestety jest bezwzględna. Przypomina nie tylko bohaterów, ale także tych, których wyklęto słusznie: morderców Żydów, szmalcowników i pospolitych rabusiów. Niech ktoś zaprzeczy, że i takich niesłusznie wliczano w poczet „wyklętych"!
Posłużmy się więc innym słowem wobec prawdziwych bohaterów podziemia. Przymiotnik „niezłomni" jest chyba najlepszy.