Los Angeles, połowa lat 90. Nastoletni Stevie (Sunny Suljic) mieszka wraz z matką (Katherine Waterston) i starszym bratem Ianem (Lucas Hedges) w domu, w którym luksusów co prawda nie ma, ale chłopcy noszą najnowsze buty z kolekcji Michaela Jordana i relaksują się, grając na Nintendo. Żyją bez ojca, choć co pewien czas po korytarzu kręci się jakiś facet. Może kochanek matki? Może klient?




Stevie jest zachwycony „relikwiami", które może znaleźć w pokoju Iana – skrzętnie przygotowanymi przez twórców gadżetami z tamtego okresu. Podziwia brata, ale nie mogąc liczyć na zainteresowanie z jego strony, szuka znajomych gdzie indziej. Znajduje ich w subkulturze skejtów. Pod ich wpływem, chcąc im się przypodobać, sam zaczyna jeździć na deskorolce. W ten sposób zaczyna dojrzewać, buntując się przeciwko wiecznie nieobecnej matce oraz agresji brata. Pierwszy łyk alkoholu, pierwszy papieros, pierwszy pocałunek. Wiecznie zdarte kolana i siniaki. Niewielka cena za poczucie przynależności do grupy, która go akceptuje. Ale czy oni po coś w ogóle jeżdżą? W jednej ze scen niepisany przywódca paczki tłumaczy nowicjuszowi, że w najtrudniejszych chwilach deska okazywała się wybawieniem. Młokosowi takie wyjaśnienie wystarczy, ale widz może poczuć się rozczarowany niewykorzystaną przez Hilla szansą, by pokazać coś więcej niż tylko łobuzów trwoniących czas.

Niemniej warto sięgnąć po ten film, choćby dla jednego ujęcia, niezwykle kinematograficznego, w którym bohaterowie jadą w dół ulicy, mijając sznury samochodów, na tle zachodzącego słońca.