"Plus Minus": Gdzie jest dno?

Kiedy wróciłem do domu z Luksemburga, położyłem się na kanapie. Nie mogłem zasnąć i myślałem: „Czy my jesteśmy aż tak słabi?”, „Czy my naprawdę nie potrafimy grać w piłkę?”, „Czy dobra forma mogła tak po prostu uciec?”. Wstyd. Taka jest prawda. Każdy z nas się wstydzi, cały czas to przeżywamy. Nikt nie będzie oszukiwał, mydlił oczu, udawał, że nic się nie stało. Psychicznie to my jesteśmy zabici. W każdym piłkarzu siedzi Luksemburg. Wszyscy nas krytykują, mają do tego prawo. Nie potrafiliśmy grać, chcieliśmy, ale nic nie wychodziło. Oni byli od nas na każdym kroku szybsi, my w każdej akcji spóźnieni. I to nie były tylko dwa takie mecze w naszym wykonaniu, tak graliśmy od początku rozgrywek.

Najpierw zmarły panu mama i teściowa, ostatnio ojciec. Wiara panu pomaga?

Tak, często chodzę do kościoła. W niedzielę nie daję rady, bo są wyjazdy, ale nadrabiam w tygodniu. Potrzebuję piętnastu minut, żeby się pomodlić, uklęknąć na chwilę, porozmawiać z bogiem, z rodzicami, pomaga mi to nabrać sił. Siedzę i ryczę sam do siebie. Ktoś powie, że chłop ma 38 lat, że zwariował, że przecież rodzice odchodzą. Ale ja nie umiem inaczej, takim jestem człowiekiem, tak mnie wychowano.

Więcej w najnowszym numerze magazynu "Plus Minus"