Wydawało się, że już na dobre opuścił karuzelę trenerską, że nieśpieszno mu do powrotu na ławkę i codziennej orki. Ma 68 lat, swoje odłożone na koncie, a reputację po tym, gdy Polska pod jego wodzą nie wyszła z grupy podczas Euro 2012, mocno nadszarpniętą. A jednak w ostatniej kolejce ligowej przed przerwą zimową Franciszek Smuda wrócił do ligi. Podjął się konkretnego zadania: ma utrzymać w ekstraklasie Górnika Łęczna.
Zaczął od porażki z Legią 0:5 przy Łazienkowskiej w Warszawie, ale strata punktów w stolicy była bez wątpienia spodziewana. Wbrew suchemu wynikowi zespół z Lubelszczyzny nie rozegrał słabego meczu. Wiele mówi statystyka celnych strzałów – goście z Łęcznej oddali ich sześć na bramkę Arkadiusza Malarza, gospodarze zaledwie pięć – ale wszystkie lądowały w siatce.
Start z musu
Smuda musiał zacząć pracę w Łęcznej przed meczem z Legią, choć i tak cały swój plan zrealizuje dopiero podczas zimowych obozów przygotowawczych. Stało się tak, ponieważ po zwolnieniu Andrzeja Rybarskiego Górnik dostał od PZPN pozwolenie, by niemający licencji trener Sławomir Nazaruk poprowadził drużynę tylko w dwóch spotkaniach.
Ta pula została wykorzystana na remisowy mecz z Cracovią i zwycięstwo nad Lechią Gdańsk. Mimo tych czterech punktów Górnik jest przedostatni, wyprzedza tylko prowadzony przez innego byłego selekcjonera Waldemara Fornalika Ruch Chorzów.
Smuda już w przedmeczowym wywiadzie telewizyjnym mówił, że ciągnie wilka do lasu i że tęsknił za ligową adrenaliną. Po raz ostatni w ekstraklasie poprowadził zespół ponad półtora roku temu. 7 marca 2015 roku jego Wisła Kraków przegrała u siebie z Zawiszą Bydgoszcz 0:1. Wcześniej była porażka z GKS Bełchatów, remis z Pogonią Szczecin oraz przegrana z Lechią Gdańsk.