Po tym, co Liga Mistrzów zaserwowała w ubiegłym tygodniu, przed ostatnią turą spotkań w 1/8 finału chyba nikt nie odważy się położyć swojej głowy, podejmując się wskazania zwycięzców. Tym bardziej że dwa z czterech zaplanowanych na wtorek i środę meczów zakończyły się bezbramkowymi remisami. Typowany do końcowego triumfu Manchester City wymęczył wygraną w Gelsenkirchen, a piłkarze Atletico, choć pokonali Juventus 2:0, wychodząc na boisko w Turynie, powinni pamiętać, do czego zdolni są rywale.
Przed rokiem w ćwierćfinale mistrzowie Włoch przegrali u siebie 0:3 z Realem, ale w rewanżu w Madrycie odrobili straty i gdyby nie rzut karny, wykorzystany przez Cristiano Ronaldo w ostatnich sekundach, losy tej rywalizacji mogły się skończyć zupełnie inaczej.
Ronaldo jest już po drugiej stronie barykady i jak mało kto potrafi strzelać gole Atletico. W 32 meczach uzbierał ich 22. A że lubi, gdy stawka jest wysoka, dwa lata temu w półfinale Ligi Mistrzów uzyskał nawet hat tricka. Nic dziwnego, że nazywany jest katem zespołu Diego Simeone. Czy we wtorek potwierdzi, że zasługuje na ten tytuł i zacznie trafiać seriami?
W Turynie Cristiano miał być brakującym ogniwem, które pozwoli wreszcie sięgnąć po Puchar Mistrzów. – Nie zgadzam się z tymi, którzy mówią, że odpadnięcie Juve będzie porażką. Poziom Champions League stale rośnie – przekonuje trener Massimiliano Allegri, dodając, że jeśli nie uda się w tym roku, jego zawodnicy spróbują w następnym.
Pytanie tylko, czy Allegri wciąż będzie siedział za sterami. Jego nazwisko łączone jest z wieloma klubami, sam chyba też z chęcią podjąłby się nowego wyzwania. Po niedawnym zwycięstwie nad Napoli miał rozmawiać z władzami Juventusu o możliwości rozwiązania umowy. Prośba została odrzucona, do ponownego spotkania ma dojść po rewanżu z Atletico.