Zasady gospodarki rynkowej ze zdwojoną energią po wybuchu światowego kryzysu finansowego w 2008 r. są atakowane jako zbiór elementów anarchistycznych, prowadzących do rzekomego chaosu i kolejnych kryzysów. Ten atak trwa nieprzerwanie od czasów rewolty studenckiej w 1968 r. i towarzyszy nam do dziś pod hasłami krytykującymi radykalizm rynkowy czy neoliberalizm. Te pojęcia stały się równoznaczne z inwektywami czy wręcz obelgami.
Używają ich w takim kontekście już nie tylko zwolennicy lewicy, ale też przedstawiciele nowej prawicy. I niestety część poważnych ekonomistów – w Polsce przede wszystkim prof. Grzegorz Kołodko, który krytykując przy każdej okazji neoliberalizm, niestety, nie definiuje tego pojęcia. Dla celów polemicznych zestawia rzekomy neoliberalizm nadwiślański pierwszych lat transformacji gospodarczej po 1989 r. z ponoć ozdrowieńczym wpływem swojej „Strategii dla Polski" w czasach, gdy po wyborach w 1993 r. sam był sternikiem polskiej gospodarki.
Trudno zrozumieć takie podejście, zwłaszcza że nie znam żadnego poważnego ekonomisty w naszym kraju, który byłby zwolennikiem nieokiełzanego i niczym nieograniczonego rynku w duchu XIX-wiecznego leseferyzmu.
Wydaje mi się, że istnieje pewien konsensus wśród ekonomistów, że gospodarka rynkowa wymaga precyzyjnie sformułowanego i narzuconego przez państwo systemu regulacji dla definiowania przestrzeni funkcjonowania prywatnych oraz publicznych podmiotów gospodarczych. Na tym polega też społeczna gospodarka rynkowa, wpisana zresztą w tekst polskiej konstytucji.
Społeczna gospodarka rynkowa
Pojęcie to w dużej mierze wzoruje się na założeniach niemieckich ordoliberałów i ich ojca duchowego Waltera Euckena z bardzo wpływowej po II wojnie światowej tzw. szkoły fryburskiej w ekonomii, gdyż ich koncepcje polityczno-gospodarcze zostały wykorzystane do budowy demokracji w RFN i zastąpienia gospodarki planowej.