Nie musimy szukać trzeciej drogi

Doświadczenia polskiej transformacji gospodarczej ostatnich 30 lat to żaden nadwiślański neoliberalizm, tylko co najwyżej polska wersja niemieckiej społecznej gospodarki rynkowej.

Publikacja: 13.08.2019 21:00

Nie musimy szukać trzeciej drogi

Foto: Bloomberg

Zasady gospodarki rynkowej ze zdwojoną energią po wybuchu światowego kryzysu finansowego w 2008 r. są atakowane jako zbiór elementów anarchistycznych, prowadzących do rzekomego chaosu i kolejnych kryzysów. Ten atak trwa nieprzerwanie od czasów rewolty studenckiej w 1968 r. i towarzyszy nam do dziś pod hasłami krytykującymi radykalizm rynkowy czy neoliberalizm. Te pojęcia stały się równoznaczne z inwektywami czy wręcz obelgami.

Używają ich w takim kontekście już nie tylko zwolennicy lewicy, ale też przedstawiciele nowej prawicy. I niestety część poważnych ekonomistów – w Polsce przede wszystkim prof. Grzegorz Kołodko, który krytykując przy każdej okazji neoliberalizm, niestety, nie definiuje tego pojęcia. Dla celów polemicznych zestawia rzekomy neoliberalizm nadwiślański pierwszych lat transformacji gospodarczej po 1989 r. z ponoć ozdrowieńczym wpływem swojej „Strategii dla Polski" w czasach, gdy po wyborach w 1993 r. sam był sternikiem polskiej gospodarki.

Trudno zrozumieć takie podejście, zwłaszcza że nie znam żadnego poważnego ekonomisty w naszym kraju, który byłby zwolennikiem nieokiełzanego i niczym nieograniczonego rynku w duchu XIX-wiecznego leseferyzmu.

Wydaje mi się, że istnieje pewien konsensus wśród ekonomistów, że gospodarka rynkowa wymaga precyzyjnie sformułowanego i narzuconego przez państwo systemu regulacji dla definiowania przestrzeni funkcjonowania prywatnych oraz publicznych podmiotów gospodarczych. Na tym polega też społeczna gospodarka rynkowa, wpisana zresztą w tekst polskiej konstytucji.

Społeczna gospodarka rynkowa

Pojęcie to w dużej mierze wzoruje się na założeniach niemieckich ordoliberałów i ich ojca duchowego Waltera Euckena z bardzo wpływowej po II wojnie światowej tzw. szkoły fryburskiej w ekonomii, gdyż ich koncepcje polityczno-gospodarcze zostały wykorzystane do budowy demokracji w RFN i zastąpienia gospodarki planowej.

Koncepcje ordoliberałów stały się podstawą niemieckiej konstytucji gospodarczej, którą sformułował pierwszy powojenny minister gospodarki RFN Ludwig Erhard, niekwestionowany autor niepowojennego cudu gospodarczego. Polityka gospodarcza w duchu ordoliberalizmu jest do dzisiaj za Odrą tak silnie zakotwiczona i niekwestionowana, że powołuje się na jej założenia nawet szefowa postkomunistów Die Linke.

Ordoliberalizm definiuje ramy ustroju gospodarczego, który gwarantowałby zarówno maksymalną wolność, jak i racjonalne kierowanie gospodarką. Przyświeca mu przekonanie, że gospodarcza działalność państwa powinna się opierać na kształtowaniu porządku gospodarczego, a nie na bezpośrednim sterowaniu procesami gospodarczymi. To podstawowa zasada społecznej gospodarki rynkowej.

Tak rozumiany ordoliberalizm uważany jest za niemiecką odmianę neoliberalizmu. Porządek gospodarczy funkcjonuje w nim na podobnych zasadach jak mecz piłkarski. Zamiast FIFA lub związków krajowych (w Polsce PZPN) reguły gry definiuje państwo. Podobnie jak związki piłkarskie wyznacza ono swojego arbitra, występującego jako policjant i sędzia, którego zadaniem jest dbanie o to, by reguły gry były przez wszystkich zawodników przestrzegane.

Taki arbiter dla egzekwowania reguł gry wyposażony jest w odpowiednie instrumenty (ostrzeżenia, żółte oraz czerwone kartki w przypadku drastycznych fauli). Jednak sam nie uczestniczy w grze, dając zawodnikom istotną przestrzeń w kształtowaniu i prowadzeniu gry (w niektórych krajach sędziowie piłkarscy są bardziej liberalni w interpretacji zasad gry – Anglia, w innych mniej – Niemcy).

I jeszcze jedno: zmiany interpretacji przepisów następują także w piłce nożnej na przestrzeni lat. W słynnym meczu na Wembley w 1973 r. wychodzący na czystą pozycję Grzegorz Lato został w stylu zapaśniczym zatrzymany przez Mac Farlane'a, za co ten drugi dostał tylko żółtą kartkę. Za podobny faul dzisiaj zostałby natychmiast wyrzucony z boiska.

Zbyt mało nadzoru

Niedostateczne czy brakujące reguły gry ekonomicznej oraz brak ich egzekwowania przez państwo przynosi zwykle dramatyczne skutki. Przykładem tego był światowy kryzys finansowy w 2008 r. po upadku amerykańskiego banku Lehman Brothers.

Dzisiaj nie mamy już wątpliwości, że jego praprzyczyną były dalece niewystarczające reguły nadzorcze systemu finansów światowych, w szczególności tzw. Bazylea III, czyli normy ostrożnościowe regulujące wymogi kapitałowe wobec banków i firm inwestycyjnych. Banki alokowały zdecydowanie zbyt mało kapitałów własnych przy swoich inwestycjach w papiery skarbowe czy obligacje emitowane przez inne banki czy podmioty niefinansowe.

Luźne i dalece nieadekwatne regulacje spowodowały, że banki przekształciły się w kasyna gier hazardowych, spekulujące gwarantowanymi przez narodowe fundusze ochrony depozytów wkładami i depozytami swoich klientów. To nie nieposkromiona żądza złych bankierów, ale niedostatek regulacyjny poszczególnych państw prawie doprowadził światowy system finansowy do załamania.

Wprawdzie najgorszego udało się uniknąć dzięki bezprecedensowej akcji banków centralnych, które zapewniły płynność systemu finansowego emisją taniego pieniądza, niemniej doprowadziło to gospodarkę światową do największej recesji od zakończenia II wojny światowej.

Deregulacja lat 80.

Wielu widzi przyczyny recesji po roku 2008 jako wynik neoliberalizmu, który miał zbytnio zdominować świat zachodni. Powstanie neoliberalizmu przypisuje się przy tym rządom administracji prezydenta Ronalda Reagana oraz Margaret Thatcher w latach 80. ubiegłego wieku.

Wtedy istotnie miała miejsce deregulacja systemów finansowych USA, Wielkiej Brytanii oraz innych ważnych gospodarek świata zachodniego. Banki i inne instytucje finansowe systematycznie wykorzystywały ją, stosując coraz bardziej agresywne modele biznesowe.

Nie ponosiły za to jednak odpowiedzialności, zawsze lwia jej część spoczywała na barkach państw i podatników, którzy musieli pokrywać straty powodowane przez mniejsze kryzysy, a w końcu skutki katastrofy roku 2018. I tak jest do dnia dzisiejszego.

Zarzut ten jest merytorycznie w zasadzie uzasadniony. Jeśli regulator w tak drastyczny sposób łagodzi wymogi kapitałowe wobec banków, a tak się przecież działo, trudno się dziwić, że w takim otoczeniu banki bardzo zwiększyły wielkość swoich pozycji spekulacyjnych, co finalnie wykreowało kryzys systemowy. Dość zacytować wypowiedź ówczesnego szefa Deutsche Banku Ackermana, który widział docelowy zwrot z kapitału RoE powyżej 25 proc. (wypowiedź z 2007 r.). Bankom udało się sprywatyzować zyski i uspołecznić straty. Tylko co to wszystko ma wspólnego z neoliberalizmem?

W Europa to nie USA

Użycie tego pojęcia w tym kontekście wydaje się chybione, gdyż definicja neoliberalizmu w ekonomii jest zupełnie inna. W rzeczywistości jest to powstały w Europie rodzaj liberalizmu, który jest dosyć dokładnym przeciwieństwem tego, co mają na myśli krytycy Reagana, Thatcher oraz ich epigonów. W istocie neoliberalizm przypisuje państwu bardzo silne funkcje regulacyjne i kontrolne, jak również promuje interwencjonizm gospodarczy, co idzie nawet znacznie dalej, niż chcieli widzieć niemieccy ordoliberałowie.

Neoliberalizm uformował się w reakcji na kompletne niepowodzenie klasycznej koncepcji radykalnego liberalizmu w duchu leseferyzmu, który znamy z XIX w. z Wielkiej Brytanii (liberalizm manchesterski) jako odpowiedź na wielką depresję 1929 r. Szukano wtedy nowej formy liberalizmu gospodarczego, który wzmocniłby regulacyjną, kontrolną i interwencyjną funkcję państwa, by potrafić zapobiec podobnym kryzysom w przyszłości.

Neoliberalizm był zatem ruchem propagującym wzmocnienie roli państwa jako gwaranta i korektora funkcjonalnej gospodarki rynkowej. Nie ma on zatem nic wspólnego z tym, co mają na myśli jego dzisiejsi krytycy! Całe zamieszanie wokół pojęcia neoliberalizmu wynika najprawdopodobniej z niewiedzy amerykańskich komentatorów wobec faktu istnienia europejskiego neoliberalizmu, stąd wymyślone zostało przez nich mylące pojęcie, które odnosiło się jednak do czegoś zupełnie innego.

W USA pod pojęciem neoliberalizmu rozumie się zredukowane do niezbędnego minimum państwo, które charakteryzuje się dużym zakresem deregulacji, skalą prywatyzacji i leseferyzmu. Jako konkretny przykład takiego rodzaju liberalizmu wskazuje się radykalne reformy gospodarcze w Chile po zamachu stanu Pinocheta w 1973 r., realizowane przez wychowanków szkoły chicagowskiej. Nikt normalny dzisiaj takiej okrutnej formy liberalizmu nie proponuje, zwłaszcza w Europie.

Regulacyjna rola państwa

Wspomniany wcześniej ojciec ordoliberalizmu niemieckiego Walter Eucken już w 1939 r. sformułował hipotezę o wzajemnej interdependencji ustrojów gospodarczych i politycznych, według której gospodarka rynkowa warunkowała wolnościowe państwo prawa. Natomiast gospodarka centralnie sterowana wprowadzona przez Hitlera w III Rzeszy, komunistów w ZSRR, a później w Europie Środkowo-Wschodniej, koniecznie potrzebuje dyktatury, która najpierw ją wprowadzi, a potem będzie utrzymywać. W przeciwnym razie gospodarka niedoboru upada.

Eucken mówił: „Mniej czy więcej działalności państwa – to pytanie w istocie pomijamy. Chodzi nie o problem ilościowy, lecz jakościowy. Państwo nie powinno ani usiłować sterować procesami gospodarczymi, ani pozostawiać gospodarki samej sobie. Państwowe planowanie formy – tak; państwowe planowanie i kierowanie procesami gospodarczymi – nie. Rozpoznanie różnicy między formą a procesem i odpowiednie do tego postępowanie, to jest istotne. Tylko wówczas może zostać osiągnięty cel, w którym nie pewna niewielka mniejszość, lecz wszyscy obywatele będą mogli kierować mechanizmem cen w gospodarce. Jedynym ustrojem gospodarczym, w którym jest to możliwe, jest gospodarka pełnej konkurencji. Jest ona tylko wtedy możliwa do zrealizowania, gdy wszyscy uczestnicy rynku otrzymają możliwość zmieniania reguł gry na rynku. Państwo musi dlatego – poprzez odpowiednie ramy prawne – utrzymywać formę rynku (tj. reguły gry, według których można gospodarować)".

Te słowa warto sobie zapamiętać i często się do nich odwoływać! Nie musimy dzisiaj szukać trzeciej drogi dla naszego rozwoju. Państwo powinno trzymać się z dala od procesów inwestycyjnych, nie budować hut, kopalni, promów, lokomotyw, elektrowni ani wielu innych rzeczy. Państwo nie musi też kontrolować banków, bo to też zwykle źle się kończy (amerykańskie banki hipoteczne, landesbanki w Niemczech). Jego regulacyjna rola jest nie do przecenienia w sprawnie funkcjonującej gospodarce rynkowej.

Jeśli chcemy rzeczywiście dogonić Niemców, analizujmy doświadczenia niemieckich ordoliberałów i wyciągajmy na tej podstawie właściwe wnioski dla naszego modelu gospodarczego. Ostatecznie doświadczenia polskiej transformacji gospodarczej ostatnich 30 lat to żaden nadwiślański neoliberalizm, tylko co najwyżej polska wersja niemieckiej społecznej gospodarki rynkowej.

Autor jest doradcą ekonomicznym Konfederacji Lewiatan, członkiem Towarzystwa Ekonomistów Polskich

Zasady gospodarki rynkowej ze zdwojoną energią po wybuchu światowego kryzysu finansowego w 2008 r. są atakowane jako zbiór elementów anarchistycznych, prowadzących do rzekomego chaosu i kolejnych kryzysów. Ten atak trwa nieprzerwanie od czasów rewolty studenckiej w 1968 r. i towarzyszy nam do dziś pod hasłami krytykującymi radykalizm rynkowy czy neoliberalizm. Te pojęcia stały się równoznaczne z inwektywami czy wręcz obelgami.

Używają ich w takim kontekście już nie tylko zwolennicy lewicy, ale też przedstawiciele nowej prawicy. I niestety część poważnych ekonomistów – w Polsce przede wszystkim prof. Grzegorz Kołodko, który krytykując przy każdej okazji neoliberalizm, niestety, nie definiuje tego pojęcia. Dla celów polemicznych zestawia rzekomy neoliberalizm nadwiślański pierwszych lat transformacji gospodarczej po 1989 r. z ponoć ozdrowieńczym wpływem swojej „Strategii dla Polski" w czasach, gdy po wyborach w 1993 r. sam był sternikiem polskiej gospodarki.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację