Wyobraźmy sobie permanentnie remontowany samolot, który wreszcie ma być uroczyście oddany do użytku. Jako lepszy i szybszy. Niestety, zaraz po uruchomieniu silnika w kokpicie zaczynają się zapalać czerwone lampki. Okazuje się, że samolot działa gorzej niż przed remontem. Lata wolniej i nie wiadomo, czy wkrótce nie zostanie uziemiony. Zarządzający samolotem upierają się jednak: kolejny remont i maszyna zacznie działać sprawnie.

Ów samolot przypomina nasz wymiar sprawiedliwości. Mimo dziesiątek reform, napraw, planów i strategii działa coraz gorzej. Jak pokazują ostatnie dane, procesy trwają jeszcze dłużej niż poprzednio. Nie ma zresztą żadnego wskaźnika, który poprawiłby się w porównaniu z 2014 r. No, może oprócz sum odszkodowań za przewlekłość postępowań. Ale to marna pociecha.

Nie ma chyba innego obszaru działalności państwa, który w ostatniej dekadzie byłby reformowany z taką zaciekłością i kreatywnością. Wszystko pod hasłem: szybciej, sprawniej, sprawiedliwiej. Można by te starania brać za dobrą monetę. Problem polega jednak na tym, że politycy do owych reform podchodzą instrumentalnie. Nikogo nie interesuje, co reforma przyniesie za dwa, pięć czy dziesięć lat i czy w ogóle zadziała. Ważne jest ogłoszenie w świetle kamer reformatorskiego sukcesu, chwytliwe hasło typu: „czas procesów skróci się o 30 proc.". A po nas choćby potop.

Bo państwo to łup dla władzy. Kiedy trzeba ją już oddać, lepiej zostawić następcom wypalone pole. Żeby było im trudniej, żeby łamali sobie zęby.

W naszym państwie nigdy nie wykształciło się planowanie strategiczne, nie ma naturalnej ciągłości władzy, której spoiwem jest dobro wspólne. Nie tworzy się więc reform na dekady. Reform, które kolejne rządy pielęgnują, ulepszają jako ponadpolityczną wartość, umacniającą fundamenty państwa. Lepiej odkręcać tabliczki w likwidowanych sądach, by zaraz z powrotem je przykręcać, zmieniać nagłówki formularzy, bo nieprzemyślana reforma okazała się niewypałem, i na kłótni budować polityczny kapitał. I udawać, że nic się nie stało. Czasami lepiej nie robić nic, niż reformować dla samego reformowania i zmieniać dla samej zmiany. Obecna sytuacja wymiaru sprawiedliwości potwierdza tę tezę. Nowa władza powinna wyciągnąć z tego naukę i patrzeć na państwo w kategoriach dekad, a nie błysków.