„Nie istnieje spór kompetencyjny między Sejmem RP a Sądem Najwyższym oraz między Prezydentem RP a Sądem Najwyższym” – na takim założeniu opiera się uchwała połączonych trzech izb SN, która niby od początku (ex ante) zdelegalizowała sędziów Izby Dyscyplinarnej SN powołanych przez Prezydenta RP na wniosek nowej Krajowej Rady Sądownictwa, a częściowo oszczędziła pozostałych nowych sędziów w ten sposób, że niby sanowała ich dotychczasowe orzeczenia bez prawa dalszego orzekania. Jest to klasyczna „wpadka z dowodem”, czyli jednocześnie naruszenie prawa i dowód potwierdzający to naruszenie. Przecież to, czy istnieje spór kompetencyjny, zgodnie z polską ustawą zasadniczą, może rozstrzygnąć jedynie Trybunał Konstytucyjny. Według art. 189 Konstytucji RP, Trybunał Konstytucyjny rozstrzyga spory kompetencyjne pomiędzy centralnymi konstytucyjnymi organami państwa. Tymczasem połączone izby SN zachowały się tak, jakby zachowała się w postępowaniu cywilnym strona pozwana, która rozstrzygając samodzielnie, że skoro nie ma sporu, to nie musi wdawać się w spór sądowy. Na przykład „frankowicz” wytacza bankowi powództwo o ustalenie nieważności umowy kredytowej, a bank odsyła pozew twierdząc, że sam właśnie rozstrzygnął o braku sporu (czyli nie ma sprawy). Inna rzecz, że sędziowie SN wydając uchwałę naruszyli nie tylko Konstytucję RP, ale także prawo unijne. Jeśli po wyroku TSUE z 19 listopada ub.r. w sprawie KRS i Izby dyscyplinarnej SN, polscy sędziowie nadal mieli dalej wątpliwości interpretacyjne, to zgodnie z art. 267 Traktatu o funkcjonowaniu UE, powinni (mieli obowiązek prawny) dalej pytać TSUE.

Reasumując, nawet jeśli pominiemy spór zawisły przed TK po złożeniu wniosku przez Marszałek Sejmu, dzisiejszą uchwałą SN wszedł w kompetencje TK i TSUE, co stanowi przesłankę do rozszerzenia wniosku Marszałek Sejmu.