"Z głębokim smutkiem występuję, aby powiedzieć naszemu narodowi, przyjaciołom naszej Ameryki i światu, że dziś, 25 listopada o 10:39 w nocy zmarł naczelny wódz Rewolucji Kubańskiej" - ogłosił w telewizji jego brat - Raul.
Polakom zawsze trudno było zrozumieć fenomen Castro. Przeważnie widzieliśmy w nim tylko jednego z dyktatorów “obozu komunistycznego”, który nie przetrwałby bez pomocy Związku Radzieckiego.
I rzeczywiście, Kubańczycy od blisko 60 lat są pozbawienie wolności, setki tysięcy uciekło do Stanów Zjednoczonych, wielu zostało wtrąconych do więzień. Dziś zaopatrzenie w sklepach Hawany przypomina najgorsze czasy stanu wojennego w Polsce, poza częścią turystyczną stolica jest całkowicie zaniedbana, wielu ludzi żyje w nędzy.
Ale jest też druga prawda o Castro, którą zrozumiałem rozmawiając z mieszkańcami fawel w Brazylii, Meksyku, Peru. Tam Fidel to przede wszystkim ten, który postawił się znienawidzonym Stanom Zjednoczonym, amerykańskim koncernom żerującym na nędzy latynosów i CIA, która stała za wieloma dyktatorskimi reżimami w Ameryce Łacińskiej. To przywódca, który wprowadził powszechną i darmową edukację i służbę zdrowia, co pół wieku później wciąż jest czymś nieosiągalnym dla milionów mieszkańców innych krajów latynoskich.
To człowiek, który poprzez reformę rolną i nacjonalizację wielkich zakładów przemysłowych zlikwidował krzyczące kontrasty w dochodach, jakie wciąż widzimy w Rio czy Limie.