W 2017 r. na likwidację zdecydowały się m.in. Chodzież (woj. wielkopolskie), Okonek (woj. wielkopolskie), Dygowo (zachodniopomorskie), Radzyń Podlaski, Bogoria (woj. świętokrzyskie), Zgorzelec (woj. dolnośląskie), Milejewo (woj. warmińsko-mazurskie), a ostatnio Sułkowice (woj. małopolskie).
Okazuje się, że strażnicy problem widzą szerzej.
– Strażnicy są pracownikami urzędu. Ale często pracują na dwie lub trzy zmiany, siedem dni w tygodniu, także w święta. Są narażeni na urazy i stres. Dlatego odchodzą do innej pracy, nierzadko w policji – mówi Janusz Grzymała, komendant Straży Miejskiej w Mikołowie, sekretarz Krajowej Rady Komendantów Straży Gminnych i Miejskich.
Strażnicy miejscy nie są służbą mundurową, której przysługują przywileje, takie jak wcześniejsza emerytura. Formacja ta cieszy się też dużo mniejszym prestiżem niż policja. Gorsze są również zarobki. A policja, która ma ostatnio problemy z naborem, chętnie przyjmuje byłych strażników.