Mieszkania sprzedają się równie dobrze jak w szczycie hossy z 2007 roku. Na rynku pierwotnym coraz trudniej o lokal gotowy, większość sprzedaje się przed zakończeniem budowy, a często nawet przed jej rozpoczęciem.

Nie tylko dlatego, że potrzeby są ogromne (eksperci szacują że w Polsce brakuje od 2 mln do 2,5 mln mieszkań), zaś dochody Polaków rosną, a i o kredyt dziś stosunkowo nietrudno.

Także dlatego, że duża część klientów to inwestorzy, którzy za gotówkę kupują mieszkania na wynajem. Zamiast lokaty bankowej, oprocentowanej teraz dość mizernie, wybierają bezpieczne inwestycje w nieruchomości i znacznie wyższe dochody z wynajmu lokali. Rachunek jest bowiem prosty: lokata bankowa daje mniej więcej 2 proc. rocznie, tymczasem średnia stopa zwrotu z inwestycji w mieszkanie na wynajem to od 5–6 proc. w Warszawie do nawet 8 proc. w Łodzi czy na Śląsku.

Sytuacja być może się zmieni, kiedy stopy procentowe zaczną rosnąć i ludzie będą szukać innych możliwości inwestycyjnych. Jednak na to się na razie nie zanosi. A i chętnych na wynajem nie brakuje, bo młodzi są dziś bardzo mobilni (często nie wiedzą, gdzie będą za rok, dwa czy trzy: nad Wisłą czy gdzieś w świecie?) i wynajmują, zamiast kupować.

Dlatego na razie deweloperzy śpią spokojnie. Ich klienci inwestują w mieszkania, nawet gdy jest to dopiero dziura w ziemi, bo mają pewność, że w niedalekiej przyszłości będą czerpać z niej przyzwoite dochody.