Piotr Lisek: Ryzykowna praca na wysokości

Rozmowa z Piotrem Liskiem, brązowym medalistą mistrzostw świata w skoku o tyczce.

Aktualizacja: 02.10.2019 20:46 Publikacja: 02.10.2019 18:52

Piotr Lisek w skoku po brąz

Piotr Lisek w skoku po brąz

Foto: Kirill KUDRYAVTSEV/AFP

Podobno po powrocie do hotelu nie mógł pan zasnąć.

Choć nie było po mnie tego widać, przeżywałem ten konkurs jeszcze bardzo długo. Spałem może ze dwie godziny. Myślałem, w jaki sposób podziękować kibicom. Odzew z ich strony jest naprawdę bardzo duży. Na wszystkie wiadomości nie ma szans odpisać, dlatego chciałbym podziękować za pośrednictwem mediów.

Spisali się też kibice na trybunach. Podczas konkursu stworzyli atmosferę, jakiej wcześniej na stadionie nie było.

To pokazuje, że nasza konkurencja cieszy się sporym zainteresowaniem. Byłem w szoku, że po zakończeniu rywalizacji trybuny opustoszały, choć przecież w programie był jeszcze męski finał na 200 m.

Jaki smak ma ten medal?

Słodki. Choć na pewno nie tak bardzo jak srebro wywalczone dwa lata temu w Londynie.

Zrekompensował pan sobie czwarte miejsce w mistrzostwach Europy...

Jasne. Tamten konkurs stał na kolosalnym poziomie – 5,90 nie dawało medalu. Nie wiem, czy kiedykolwiek coś takiego się powtórzy. Cieszę się, że mogłem brać w tym udział. W Dausze także nie było łatwo, chociaż od pewnego poziomu mieliśmy już wyklarowane podium i pozostało podzielenie się medalami.

Ale nie wierzę, że nie pomyślał pan, iż jest szansa na złoto, gdy Sam Kendricks dwukrotnie strącił poprzeczkę na 5,87...

Naprawdę wiedziałem, że uda mu się to w trzeciej próbie, a o złoto trzeba się będzie bić, skacząc w okolicy sześciu metrów.

Ile wynosi granica waszych możliwości?

Kiedyś już ktoś to obliczył. Przy sile kulomiotów i szybkości Usaina Bolta można by skoczyć 6,30–6,40. Ale oprócz tego jest jeszcze bariera psychiczna, która nas blokuje. To praca na wysokości i zdajemy sobie sprawę, że jeśli popełnimy błąd, może nam się stać krzywda.

Ale lęku wysokości raczej pan nie ma?

Nie, ale to nie znaczy, że się nie boję. To, że skaczę na bungee, jest dla mnie treningiem przełamywania własnych lęków.

Ile razy złamał pan tyczkę?

W tym roku ani razu, ale miałem taki sezon, gdy zrobiłem to czterokrotnie. Można powiedzieć, że zdarza się to raz w roku.

Ale nie ma pan chyba żadnych pamiątek na ciele?

Nie, największe blizny, jakie mam, są od jazdy na łyżworolkach. Pozostałe od zabaw na budowach. Za dzieciaka biegało się po różnych cegłach, bawiło w chowanego. Zawsze lubiłem adrenalinę.

Ojcostwo nie zmieniło pana podejścia do ryzyka?

Nie, ale od zawsze miałem z tyłu głowy świadomość tego, co może się stać, i starałem się nie przekraczać pewnych granic. Dotychczas mi się to udawało.

Jaką najbardziej ekstremalną rzecz zrobił pan w życiu?

Zostałem ojcem (śmiech). Na początku nie byłem do tego tak przekonany jak żona, ale teraz jestem szczęśliwy, że mamy dziecko. Bardzo długo się o nie staraliśmy. Ola nie chciała siedzieć sama w domu, dlatego najpierw poprosiła o psa, dopiero później o dziecko. Nie wiem, co będzie za rok...

Po konkursie w Dausze wykonał pan z pozostałymi medalistami, Kendricksem i Szwedem Armandem Duplantisem, salto, potem wspólnie zrobiliście rundę honorową. Przyjaźnicie się poza stadionem?

Nie mamy na to za bardzo czasu, ciągle jesteśmy w rozjazdach. Ale od Kendricksa dostaliśmy właśnie zaproszenie do USA – na Olympic Rancho w Memphis, do jego ojca. Może się wybierzemy. Ma tam cały sprzęt potrzebny do skakania: rozbieg, zeskok, tyczki, itd. Chciałbym mieć kiedyś podobne miejsce, ale do tego potrzeba dużo przestrzeni.

Słyszał pan, że kciuki trzymała za pana m.in. Anna Lewandowska?

Cieszę się, że nie zapomniała o mnie, że wciąż jesteśmy znajomymi. W pewnym momencie nasze drogi się skrzyżowały. Układała mi dietę, wszystko zostało przygotowane bardzo profesjonalnie, ale z własnej winy długo w tych postanowieniach żywieniowych nie wytrwałem. Staram się jednak jeść zdrowo, choć nie zawsze mi to wychodzi.

Mówił pan, że jest gadżeciarzem, ale premii za medal nie wyda na głupoty. 20 tys. dolarów to nie są jednak wielkie pieniądze w porównaniu z tym, co zarabiają piłkarze.

Jestem zadowolony ze swojego życia. Nikomu w portfel nie zaglądam. Trochę wydaję na przyjemności, ale muszę myśleć o rodzinie. Staram się zapewnić jej godny byt. Zastanawiam się już nad tym, co będę robił po zakończeniu kariery. Ale odpowiedzi na to pytanie jeszcze nie znam. Na razie wrócę do domu i może poprawię swój taras.

Podobno po powrocie do hotelu nie mógł pan zasnąć.

Choć nie było po mnie tego widać, przeżywałem ten konkurs jeszcze bardzo długo. Spałem może ze dwie godziny. Myślałem, w jaki sposób podziękować kibicom. Odzew z ich strony jest naprawdę bardzo duży. Na wszystkie wiadomości nie ma szans odpisać, dlatego chciałbym podziękować za pośrednictwem mediów.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Lekkoatletyka
Igrzyska na szali. Znamy skład reprezentacji Polski na World Athletics Relays
Lekkoatletyka
Mykolas Alekna pisze historię. Pobił rekord świata z epoki wielkiego koksu
Lekkoatletyka
IO Paryż 2024. Nike z zarzutami o seksizm po prezentacji stroju dla lekkoatletek
Lekkoatletyka
Memoriał Janusza Kusocińskiego otworzy w Polsce sezon olimpijski
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Lekkoatletyka
Grozili mu pistoletem i atakowali z maczetami. Russ Cook przebiegł całą Afrykę