– Ta ustawa zagraża bezpieczeństwu pacjentów – mówiła przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Pielęgniarek i Położnych Krystyna Ptok, oceniając ustawę o sposobie ustalania minimalnego wynagrodzenia zasadniczego w publicznej ochronie zdrowia podczas protestu przedstawicieli medycznych, który rozpoczął się we wtorek o godz. 11 pod Sejmem. Pośród transparentów z hasłami „Nie ma medyków – nie ma leczenia” czy „Lekarzu, szacunku rządzących szukaj w innym kraju” (to plakat Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy, z wizerunkiem ministra zdrowia) związkowcy protestowali przeciwko nowej siatce płac, która dla lekarza specjalisty przewiduje wynagrodzenie w wysokości 1,31 minimalnego wynagrodzenia w gospodarce, dla diagnosty laboratoryjnego ze specjalizacją – 1,05, a pensję pielęgniarki po liceum medycznym i z wieloletnim doświadczeniem zrównuje z pensją rejestratorki po ogólniaku.
Mimo protestów Sejm odrzucił trzy poprawki zgłoszone przez Senat, zakładające podniesienie współczynników wynagrodzeń dla wszystkich grup zawodowych, i projekt przyjął w kształcie, który zaproponował resort zdrowia. Za odrzuceniem poprawek głosowało 232 posłów, przeciw 223, trzech się wstrzymało.
Czytaj też:
NIK skontroluje dodatki covidowe dla medyków
Tuż przed głosowaniem do odrzucenia senackich poprawek przekonywał minister zdrowia Adam Niedzielski. Twierdził, że Senat „składa obietnice bez pokrycia”, bo koszty projektu rządowego to 8 mld zł w skali roku, a senackiego 12 mld zł. Dodał, że resort chce zbudować ścieżkę wzrostu najniższych wynagrodzeń do 2027 r., do którego ma osiągnąć cel wzrostu nakładów na zdrowie do 7 proc. PKB.