- Nadal oczekujemy gwarantowanych podwyżek nie niższych niż 1,2 tys. zł netto. Dopiero to odbije nas od dna hierarchii wynagrodzeń w ochronie zdrowia – piszą w poniedziałkowej odezwie do Polaków fizjoterapeuci i diagności laboratoryjni. Dodają, że ich zarobki oscylują wokół najniższej krajowej – od 1,65 tys. zł do 2,4 tys. zł netto. „Minister zdrowia obiecał nam, że przekaże do szpitali dodatkowe środki i zajmie się takim monitorowaniem ich podziały, by pozwoliły na podwyżki dla pomijanych dotąd grup zawodowych. Stało się jednak inaczej” – piszą. Tłumaczą, że w większości przypadków dyrektorzy uznali zwiększone ryczałty za środki na pokrycie zadłużenia i rosnących kosztów utrzymania szpitali. „Ministerstwo Zdrowia przyjęło stanowisko, że jest lepiej, a podwyżki otrzymaliśmy aż w 70 proc. placówek, w których pracujemy. Z naszych danych wtnika, że było to maksymalnie 30 proc. miejsc, a podwyżki w większości z nich nie wynikały ze zwiększonych przez ministerstwo ryczałtów, ale prowadzonych sporów zbiorowych, akcji protestacyjnych czy umów z dyrekcjami szpitali” – piszą.

Tymczasem protest się zaostrza: - Ponad sto placówek w Polsce nie ma dostępu do fizjoterapeutów, a badania diagnostyczne wykonywane są w nich tylko w przypadkach zagrożenia życia chorego – poinformował w ósmym dniu protestu dr Tomasz Dybek, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pracowników Fizjoterapii (OZZPF). – Jeśli w środę, podczas posiedzenia Rady Dialogu Społecznego, nie dojdziemy do porozumienia z przedstawicielami resortu, rozważymy głodówkę – deklaruje.