Że – jego zdaniem – zawsze będą wielcy koszykarze, którzy odbijają tą małą, okrągłą piłkę, ale momenty, w których był on najbardziej dumny, związane są z wpływaniem na zmiany, na życie ludzi i z byciem wzorem w swojej społeczności. To wyznanie amerykańskiego koszykarza znalazłem na stronie fundacji Nasze Boisko. Zajrzałem tam nieprzypadkowo, chciałem dowiedzieć się więcej o przedsięwzięciu, którego inicjator, Marek Kuszneruk, jest dla mnie jednym z bohaterów X Kongresu Obywatelskiego.
Mieszkaniec warszawskiego Powiśla nie potrafił przejść do porządku dziennego nad tym, że publiczne, szkolne boiska są zamykane popołudniami, choć mogłyby i powinny służyć lokalnej społeczności. Rozpoczął akcję „odzyskiwania" boisk; kilkanaście już przywrócił mieszkańcom. „Wyręcza" przy okazji pomoc społeczną: udało mu się doprowadzić do tego, że na boiskach grają całe rodziny, ale i okoliczni młodzi gniewni. W trakcie Kongresu pan Marek porwał nas wszystkich opowieściami o tym, jak ci ostatni zmieniają się pod wpływem wspólnej gry, narzucając sobie, pewnie ku swojemu niemałemu zaskoczeniu, gorset nowych wartości. Pilnują się nawzajem, by nie przeklinać przy dzieciach, dają sobie jeszcze przyzwolenie na jedno piwo, ale już nie na to, by palić przy młodszych itd. Pan Marek wraz z innymi osobami, które wierzą w społecznotwórczą rolę sportu, założył fundację Nasze Boisko. Fundacja organizuje w każdą niedzielę o 18 gry zespołowe na kilkudziesięciu obiektach w Warszawie. Można przyjść bez rezerwacji, bez własnej drużyny, za darmo i nie tylko się poruszać, ale i zaprzyjaźnić z sąsiadami. Czyż to nie jest w sporcie najpiękniejsze?
Mamy wielkie tradycje w obszarze traktowania sportu jako siły napędowej społeczeństwa obywatelskiego. Henryk Jordan, twórca wielkiej idei ogródków jordanowskich, czy Eugeniusz Piasecki, patron poznańskiej AWF, autor podręcznika o polskim skautingu, ale i pierwszej na świecie pracy o gimnastyce niemowląt, zapewne nie znali sformułowania „kapitał społeczny", ale to oni wyprzedzili swoje czasy świadomością tego, jak ważną rolę odgrywają sportowe obyczaje w procesie stawania się coraz lepszym społeczeństwem.
Dla wielu sport – zwłaszcza bieganie – to dziś moda, gdzieś z pogranicza snobizmu. Nieprzypadkowo biegają, pływają i grają w piłkę raczej osoby zamożne. Mody mają to do siebie, że przemijają, chyba że staną się nawykiem, który z czasem przemieni się w naturalny i oczywisty dla danej społeczności obyczaj.
Dowartościowujmy więc sport, ale też nie fetyszyzujmy go. Cieszą mnie niezmiernie rosnące z każdym rokiem tłumy na imprezach biegowych, ale jeszcze bardziej uradowałby mnie nawyk – a z czasem obyczaj – powszechnej, niezależnej od wieku i statusu materialnego aktywności na co dzień, choćby w postaci codziennej porannej gimnastyki. To recepta nie tylko na zdrowie, ale i samodyscyplinę, świadomość i uważność, tak istotne w dzisiejszym życiu.