Lekcją realizmu pokazującego, że dobre chęci, a nawet moralne racje, za którymi nie idzie jednak pełen profesjonalizm i dobre przygotowanie, mogą się nie tyle odbić czkawką, co wywołać trzęsienie ziemi, po którym przyjdzie tsunami, czyli kataklizm, którego efekty będą dokładnie odwrotne od zamierzonych.
Bo dwie sprawy chyba są całkiem pewne. Pierwsza to ta, że racja moralna leży po polskiej stronie. Używanie sformułowania „polskie obozy śmierci” sugeruje odpowiedzialność państwa polskiego za to, co się w nich działo. W połączeniu z niemającym narodowości pojęciem „naziści”, słowa o polskich obozach prowadzą do tego, że w opinii publicznej utrwala się fałszywe przekonanie o tym, że naziści byli Polakami, lub przynajmniej to Polska ponosi odpowiedzialność za ich zbrodnie. Różne sondaże i badania socjologiczne pokazują, że posługiwanie się przymiotnikiem „polski” odnośnie obozów zagłady prowadzi do przypisania Polsce współodpowiedzialności za Holokaust. Dlatego w interesie państwa polskiego leży walka z tym sformułowaniem – to druga rzecz, co do której chyba wszyscy się w Polsce zgadzają.
Mało tego, zarówno w krytycznych stanowiskach ze strony państwa Izrael i USA do zapisów nowelizacji ustawy o IPN znalazły się zapisy o tym, że Polacy mają pełne prawo do tego, by walczyć z – jak to się fachowo określa – fałszywym kodem pamięci mówiącym o „polskich obozach”.
Tu jednak można postawić pytanie: skoro Polska ma rację, skoro powinniśmy walczyć z „polskimi obozami”, skoro to nasze prawo gotowe są popierać Izrael i USA, skąd wziął się ten cały kryzys? Skąd wzięła się wymiana dyplomatycznych ciosów i chyba najgłębszy impas w relacjach polsko-izraelskich od niemal trzydziestu lat, gdy Polska odzyskała niepodległość.
Odpowiedź jest banalnie prosta. Choć zwolennicy teorii spiskowych będą mówić o tym, że oto Żydzi pokazali, że nie pozwolą Polsce na uprawianie podmiotowej i suwerennej polityki zagranicznej, prawda jest znacznie bardziej prozaiczna. Jeśli na bok odłożymy spiski, zobaczymy największy problem przeprowadzonej przez Polskę akcji: porażający brak profesjonalizmu. Dziś wiemy już, że sygnały o tym, że proponowany przez rząd kształt ustawy o IPN wywoła protesty Izraela i USA trafiały do Polski już w 2016 roku. Mało tego, wówczas też obszerne opracowanie dotyczące ryzyk związanych z proponowanymi przepisami przedstawił również polski MSZ. W dodatku dotąd politycy PiS przyznawali w nieoficjalnych rozmowach, że przyjęte przepisy nie są doskonałe. Nikt też do końca nie potrafił odpowiedzieć na pytanie, dlaczego polskie przepisy przyjęto dzień przed rocznicą wyzwolenia niemieckiego nazistowskiego obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau, gdy obchodzony jest międzynarodowy dzień pamięci ofiar Holokaustu, co doprowadziło stronę izraelską do furii. Dopiero jednak w piątek podczas spotkania z dziennikarzami w Markowej premier Mateusz Morawiecki powiedział to wszystko wprost – przepisy mogłyby być lepsze, zaś termin przyjęcia ustawy też jest problematyczny.