Stwierdzenie, że in vitro jest metodą niegodziwą, oburzyło wiele osób. Padały zarzuty, że Mikołaj Pawlak nie będzie rzecznikiem dzieci, które urodziły się metodą in vitro, że je stygmatyzuje itd.

Popełnił on błąd, używając akurat tego sformułowania, bo słowo „niegodziwy" może rzeczywiście być przez wiele osób źle zrozumiane. Potocznie niegodziwość kojarzy się z podłością, łajdactwem czy nikczemnością. Rzecznik najwyraźniej nie przewidział, że większość jego słuchaczy nie zdaje sobie sprawy, że jest ona również terminem teologicznym, używanym szczególnie w Katechizmie Kościoła katolickiego na określenie działania nieetycznego. I w tym sensie Mikołaj Pawlak powinien był powiedzieć po prostu, że in vitro jest nieetyczne.

Pytanie jednak, czy w całej dyskusji o jego wypowiedzi chodzi tylko o słowa. Podejrzewam, że o coś zupełnie innego. Ci, którzy oburzają się na rzecznika, nie oburzają się na użyte przez niego teologiczne pojęcie, ale de facto kwestionują prawo katolika integralnego, czyli traktującego swoją wiarę poważnie, do zajmowania ważnego stanowiska państwowego. Istotą sporu jest bowiem to, czy ktoś, kto wystawia procedurze in vitro negatywną ocenę moralną, może być urzędnikiem świeckiego państwa. Od rozstrzygnięcia tej kwestii zależy, w jakim państwie będziemy żyli za rok, dwa, pięć czy dziesięć lat. Czy przyjmiemy zasadę świeckości, która de facto wykluczy z życia publicznego wszystkich mających silne przekonania moralne (trochę na modłę francuską), czy też będziemy rozwijać obecną dotychczas w Polsce (ale też bliską Amerykanom) wersję, w myśl której urzędnicy mogą mieć głębokie przekonania religijne, byle nie korzystali z władzy do tego, by swój światopogląd narzucać innym.

Bez względu na to, jak wiele osób to oburza, metoda in vitro budzi poważne wątpliwości moralne – zresztą nie tylko wśród katolików. Dla jej skuteczności wytwarza się bowiem więcej zarodków, niż później zostaje wykorzystanych. Nie trzeba być wcale etykiem katolickim, by uważać, że zarodek nie jest zwykłą komórką, którą można wyrzucić do śmieci. Zawiera niepowtarzalny kod genetyczny nowego istnienia ludzkiego, może rozwinąć się w człowieka i dlatego nie powinien być traktowany jak odpad medyczny. Dokładnie o tych „zbędnych" zarodkach mówił Pawlak. Czy ci, którzy oburzają się jego słowami, naprawdę uważają, że wątpliwości moralne co do in vitro wykluczają go z grona osób, które mogą zostać rzecznikiem praw dziecka?