Dane zebrane przez zajmujący się internetowymi statystykami serwis Polityka w Sieci nie pozostawiają złudzeń: od 26 października temat Strajku Kobiet zanotował 97-proc. spadek zasięgów. Ruch, który wypchnął na ulicę niemal pół miliona Polaków, jakby się rozpłynął. Na krótką metę partia rządząca ma więc powody do radości – PiS stwierdził, że protesty należy przeczekać: nie publikować wyroku TK, by nie dolewać oliwy do ognia. To się udało. Wichurę udało się przeczekać, ale to nie znaczy, że nic się nie stało, że wszystko będzie jak dawniej. I to z kilku powodów.

Jak zauważa cytowana przez OKO.press ekspertka w dziedzinie PR Hanna Waśko, nigdy wcześniej żaden z tematów nie wywołał takich reakcji w polskich mediach społecznościowych. Na samym TikToku hasło „Strajk Kobiet" miało zasięgi liczone w setkach milionów. PiS wygrywał w internecie w poprzedniej epoce, był skuteczny na Facebooku czy Twitterze, ale dziś media społecznościowe to zupełnie inna rzeczywistość. I to pierwsza zła wiadomość dla partii rządzącej.

Kolejną jest to, że choć zapał do protestów na razie zniknął, pewne jego efekty pozostaną w społecznej świadomości. I nie chodzi wyłącznie o to, że podobnie jak w 2007 r. PiS zaczyna być dziś dla młodych symbolem obciachu czy – jak to ujęła Waśko – stał się memem. Chodzi o znacznie głębsze zmiany w mentalności, świecie wartości, podejściu do Kościoła, aborcji czy sytuacji osób LGBT. Dla młodych PiS jest partią z zupełnie innej epoki i ten rozdźwięk będzie się jedynie pogłębiał.

I wreszcie – ziarno społecznej aktywności zostało zasiane. Łatwo sobie wyobrazić, że jeśli na tle sporu z UE PiS zostanie oskarżony o polexit, będzie to kolejny punkt zapalny, który może wyprowadzić na ulice dziesiątki, jeśli nie setki, tysięcy młodych, dla których członkostwo w Unii jest gwarancją normalności. Ale to ziarno może też wykiełkować, nieoczekiwanie dla PiS, podczas kolejnych wyborów. I choć protestów nie będzie widać na ulicach, można założyć, że duża część tych, którzy rozzłościli się na rząd po orzeczeniu TK, postanowi wystawić mu rachunek przy urnach wyborczych. I to trzecia fatalna dla partii rządzącej wiadomość.