Zuzanna Dąbrowska: Rząd boi się sam siebie

Dyrektywy polityczne z Nowogrodzkiej mogą nie uwzględniać najbardziej nieobliczalnej zmiennej – czynnika ludzkiego.

Aktualizacja: 24.03.2020 22:03 Publikacja: 24.03.2020 19:05

Mateusz Morawiecki

Mateusz Morawiecki

Foto: Fotorzepa, Jakub Czermiński

Wykładnia polityczna jest jasna: do świąt rząd Mateusza Morawieckiego ma opanować epidemię w Polsce i nie dopuścić do oddania inicjatywy informacyjnej wrogom. A od Wielkanocy ma nastąpić nowa rzeczywistość i odrodzenie. W umysłach obywateli Zmartwychwstanie ma być sygnałem, że polityczne odkupienie się dokonało i teraz można znowu żyć jak dawniej. I głosować na PiS. A przede wszystkim na Andrzeja Dudę – już 10 maja. Trudno byłoby władzy wymyślić bardziej sprzyjającą symbolikę.

PiS ma wyjść z pandemii wzmocnione: na naszych oczach ograniczana jest rola Sejmu i minimalizowane są prawa obywatelskie – do poziomu, który miesiąc temu wydawał się nam niewyobrażalny. Tego wymagają szalejąca epidemia i bezpieczeństwo zdrowotne.

Ale dyrektywa wykuta na Nowogrodzkiej to jednak tylko rozkaz, a nie rzeczywistość. Rozkaz, którego nie ma kiedy testować – trzeba wprowadzać w życie od razu. Rezultat jest niepewny. Pewnie dlatego podczas wtorkowej konferencji prasowej Mateusz Morawiecki sprawiał wrażenie, jakby komunikat o dalszych ograniczeniach swobody poruszania się nie mógł mu przejść przez usta. Premier mówił o wojnie, o odbudowie, o solidarności... O dziadkach i pradziadkach nawet. Dlaczego? Bo wie, że meritum może zdenerwować jego własnych wyborców, a do tej pory robiono wszystko, by wyłącznie ich dopieszczać. A jeśli śruba dokręcona zostanie zbyt mocno? Jeśli się zdenerwują i zamiast posłuchać, zaczną się buntować? Kiedy nastąpi ten moment, w którym po okresie zawierzenia władzy społeczeństwo przestanie jej ufać?

No i zagrożenie największe: co wtedy, kiedy okaże się, że teoretycznie dostosowane do modeli z innych krajów, oczekiwane przez wszystkich zwijanie się epidemii nie nastąpi?

To jest właśnie istota problemu. Czy można liczyć na to, by pomimo politycznej gry, która nie tylko nie ustała, ale jeszcze przybrała na sile, przebrana w koronawirusową maseczkę, władza naprawdę w niektórych obszarach działała według interesu ogólnego, a nie własnych dyrektyw? Choćby w sprawie testów na wirusa: nie wiadomo, czy rację ma opozycja, domagająca się testowania kogo się tylko da – zdania są podzielone. Ale nie ma autorytetu, który stwierdziłby, że testowanie personelu medycznego w znacznie większej skali niż teraz jest bez sensu. To może odejść chociaż trochę od własnej linii politycznej i posłuchać? Jestem pewna, że wśród tych, którzy naprawdę zajmują się tą zdrowotną klęską, są tacy politycy i urzędnicy, którzy byliby gotowi to zrobić. Bo wiedzą, że pomysł liczenia pasażerów komunikacji miejskiej tak, by było ich o połowę mniej niż miejsc siedzących, jest po prostu księżycowy i nie do wykonania. Ale testy pracownikom służby zdrowia jak najbardziej da się przeprowadzić.

Trzeba się tylko przestać bać samych siebie.

Wykładnia polityczna jest jasna: do świąt rząd Mateusza Morawieckiego ma opanować epidemię w Polsce i nie dopuścić do oddania inicjatywy informacyjnej wrogom. A od Wielkanocy ma nastąpić nowa rzeczywistość i odrodzenie. W umysłach obywateli Zmartwychwstanie ma być sygnałem, że polityczne odkupienie się dokonało i teraz można znowu żyć jak dawniej. I głosować na PiS. A przede wszystkim na Andrzeja Dudę – już 10 maja. Trudno byłoby władzy wymyślić bardziej sprzyjającą symbolikę.

Pozostało 83% artykułu
Komentarze
Sprawa ks. Michała O. Zła nie wolno usprawiedliwiać dobrem
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Dlaczego Rafał Trzaskowski nie zjadł świerszcza, czyli kto zyskał na warszawskiej debacie
Komentarze
Polski generał zginął pod Bachmutem? Jak teorie spiskowe mogą służyć Rosji
Komentarze
Bogusław Chrabota: Polacy nie chcą NATO w Ukrainie. Od lat jesteśmy trenowani, by się tego bać
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Ziobro, Woś, Pegasus i miliony z Funduszu Sprawiedliwości. O co toczy się gra?