Po pierwsze i najważniejsze, nie mam nic przeciwko nawet najtwardszej polemice. Dyskusja między antagonistami powinna jednak mieć naturę merytoryczną. Chętnie przyjmuję każdą krytykę związaną z moimi poglądami, linią gazety, a nawet jej sytuacją na rynku wydawniczym. TVP twierdzi, że „Rzeczpospolitej” pod moim kierownictwem spada sprzedaż. To trend ogólnoświatowy, że czytelnicy przechodzą z wydania papierowego na elektroniczne i na korzystanie ze strony internetowej. Tak się składa, że „Rzeczpospolita” jest wśród liderów sprzedaży e-wydań, jeśli zaś chodzi o liczbę czytelników w sieci (unikalnych użytkowników) – to liczba ta co miesiąc rośnie. W styczniu tego roku znów osiągnęliśmy kilkudziesięcioprocentowe zwyżki. Do tego co roku wygrywamy ranking na najbardziej opiniotwórczy tytuł prasowy. Zarówno poziom naszej gazety, jak i sytuacja wydawnictwa są znakomite, a będą – w co święcie wierzę – z roku na rok coraz lepsze.

Tyle o macierzystym tytule, wróćmy do „Wiadomości”. Otóż próbując mnie zdyskredytować, dziennik telewizyjny uciekł się do argumentów ad personam. Przypomniano sobie o moim dziadku. Chwyt, co wszyscy świetnie pamiętają, znany i doskonale sprawdzony. W ten właśnie sposób Jacek Kurski, dziś prezes TVP, próbował przed laty zohydzić Polakom Donalda Tuska. W jego przypadku był to „dziadek z Wehrmachtu”. W moim – „dziadek z Armii Czerwonej”. Pomijając całą perfidię używania głównego dziennika TVP do tak brudnych rozrachunków, pragnę przypomnieć, że wtedy przeciwko takim chwytom protestował śp. Lech Kaczyński. A dziś miarą medialnego zdziczenia – ale i bezradności Prawa i Sprawiedliwości – jest fakt, że Kurski robi, co chce, a jego służba partii gwarantuje mu bezkarność.

Wracając do mojego dziadka, o sprawie pisałem wielokrotnie. Temu tematowi poświęciłem nawet najnowszą książkę pt. „Świnia z twarzą Stalina”. Pokrótce: ów młody człowiek w 19. roku życia zgłosił się na ochotnika w wojnie polsko-bolszewickiej, trafił do niewoli i został zesłany do Azji Środkowej. Tam siłą wcielono go do sowieckiego wojska, przez co nie udało mu się uczestniczyć w wymianie jeńców po pokoju ryskim. Przeżył całą gehennę stalinizmu, a po demobilizacji próbował wrócić do Polski. To oczywiście nie mogło się udać. Osiadł więc w latach 30. wśród Nadberezyńców, ożenił się z Polką i dochował dzieci. Był świadkiem zbrodni NKWD na Polakach w tym regionie. Niemal wszystkich krewnych jego żony zamordowano lub rozproszono. Wyrwał się z sowieckiego raju, dopiero zmieniając mundur w 1945 r. na polski. Wrócił do kraju, ale zapłacił straszliwą cenę: Sowieci nie „razrieszyli” jego żony i pozwolili zabrać mu ze sobą tylko jedno dziecko. Ot, losy mojego dziadka. Przyczynek do polskich dziejów XX wieku, bardziej niż moja osobista hańba.

I jeszcze wyjaśnienie na koniec. Właśnie losy mojej rodziny uczyniły ze mnie antykomunistę jeszcze w liceum. Od czasu studiów byłem aktywnym członkiem opozycji, a do mediów wszedłem między innymi po to, by podłości stalinizmu się nie powtórzyły. Jak dziś widzimy, nie całkiem mi się udało.

I pointa co do kontekstu, w jakim chcą mnie umieścić Kurski i jego propagandyści: w „Wiadomościach” TVP pojawiłem się za rządu śp. Jana Olszewskiego. Wraz właśnie z Jackiem Kurskim i wieloma jeszcze innymi znanymi dziś dziennikarzami. Uprawiałem dziennikarstwo, nikogo i niczego nie obalałem. I dlatego mieszanie mnie z wrogami ś.p. premiera uznaję za dodatkową podłość.