Śląskie Centrum Wolności i Solidarności próbuje odnaleźć broń, z której 16 grudnia 1981 r. strzelano do górników strajkujących w kopalni „Wujek" w Katowicach. Chodzi o pistolety maszynowe PM-63 „Rak", które znajdowały się na wyposażeniu plutonu specjalnego ZOMO, a także wystrzelone z nich pociski i łuski. Choć wydawałoby się, że jako dowody rzeczowe do procesów karnych przeciwko ZOMO powinny one znajdować się w depozycie sądowym, okazuje się, że ich tam nie ma. Czy kiedykolwiek były? Akta po prawomocnym zakończeniu trafiły do Instytutu Pamięci Narodowej. Ale bez broni z której strzelano do górników i informacji co z nią się stało.
Sebastian Reńca, historyk SCWiS postanowił ją odnaleźć po wizycie w muzeum papieskim w Wadowicach. Tam, w podłodze, w metalowej kasetce za szklaną szybą znajduje się oryginalna broń Ali Agcy - choć jest własnością Muzeum Kryminologii w Rzymie, w domu Jana Pawła znajduje się w depozycie.
Szczątkowe informacje o broni zomowców Reńca odnalazł w aktach przeciwko Marianowi Okrutnemu, szefowi MO. Są tam numery seryjne „Raków" z każdego z 19 egzemplarzy. A także postanowienie ppłk Witolda Konarzewskiego z Prokuratury Wojskowej w Gliwicach z 22 grudnia 1981 r. (sześć dni po masakrze) o wydaniu pistoletów maszynowych plutonu ZOMO do ekspertyzy balistycznej, która ma ustalić czy można „wyróżnić cechy indywidualne na pociskach i łuskach za pomocą egzemplarzy broni". Z broni na „Wujku" wystrzelono aż 156 pocisków, ale do badań przekazano tylko 3 łuski i 5 pocisków. - W styczniu 1982 r. wydział kryminalistyczny Komendy Głównej Milicji Obywatelskiej wydał sprawozdanie balistyczne z którego wynika, że łuski można przypisać do konkretnych pistoletów „Rak", ale nie w przypadku pocisków - wskazuje Reńca. To ostatni dokument mówiący o broni.
Jak wiemy z zeznań kierownictwa ZOMO, po masakrze zebrano wszystkie łuski i pociski z terenu kopalni i zdeponowano w magazynie MO w Piotrowicach (dziś mieści się tam szkoła policji). Podobnie jak broń. Czy była zabezpieczona w procesach w wolnej już Polsce? Sędzia Monika Śliwińska, która wydała wyrok w ostatnim procesie nie przypomina sobie by kiedykolwiek sprawdzała losy broni. Nie ma jej w wykazie dowodów rzeczowych. Jak to możliwe?
Z powodu zmowy milczenia zomowców, którzy od samego początku zgodnie zeznawali, że pod „Wujek" przyjechali w trybie alarmowym i pobierali broń po kolei, jak leci. Po 28 latach od zbrodni w trzecim procesie skazano ich zaledwie na kary od 6 lat do 3,5 roku za "udział w bójce z użyciem broni palnej i ze skutkiem śmiertelnym" bo ani prokuratura, ani sąd nie był w stanie udowodnić, z której broni do kogo strzelano. - Przyjęcie takiej strategii było celowe. W rzeczywistości zomowcy prawdopodobnie brali swoją broń, tylko opis był taki, żeby nie można było rozpoznać broni i przyporządkować jej do konkretnej osoby - mówi nam Jan Lityński, działacz opozycji, członek Sejmowej Komisji Nadzwyczajnej do Zbadania Działalności MSW w czasie stanu wojennego. Nie wie jednak, co później stało się z bronią z „Wujka", podobnie jak nie pamięta tego Jak Rokita, były poseł i autor raportu.