We wtorek, po wielu latach dyplomatycznych nacisków ze strony USA, Niemcy przyjęły byłego strażnika z obozu SS w Trawnikach Jakiwa Palija. Samolot wojskowy z 95-letnim mężczyzną na pokładzie wylądował we wtorek rano na lotnisku w Duesseldorfie. Nie trafił jednak do aresztu, a do jednego z domów opieki w Nadrenii Północnej-Westfalii.
Wcześniej wyszło na jaw, że Palij, emigrując do USA w 1949 roku, sfałszował swój życiorys i zataił fakt współpracy z SS. Niemcy jednak przez długi czas nie chciały przyjąć bezpaństwowca. - Samo wydanie przez USA niczego nie zmienia w kwestii materiału dowodowego w Niemczech - podkreślił w rozmowie z Deutsche Welle Jens Rommel, szef niemieckiej Centrali Badania Zbrodni Narodowosocjalistycznych. Zwrócił uwagę, że Niemcy nie wydały nakazu aresztowania z wnioskiem o ekstradycję. - yło to życzeniem amerykańskich władz, na które przystały władze w Berlinie - stwierdził.
- Kryterium naszej działalności jest kodeks karny i musimy udowodnić, że jakaś osoba własnoręcznie dopuściła się morderstwa albo poprzez swoje działania, swoją służbę wspierała morderstwa narodowych socjalistów - zaznaczył. Jego zdaniem "teoretycznie prokuratura w Wuerzburgu mogłaby wznowić postępowanie". - Ale do tego potrzebne byłyby dowody wiążące tę osobę z poszczególnymi przestępstwami. Tego do tej pory nie mieliśmy - mówił.
- Trudność w mniejszym stopniu polega na tym, aby opisać morderstwa, masakry czy działalność w obozie, ale na tym, aby określić odpowiedzialność poszczególnych jednostek. Poprzez które działania, jaką służbę, które funkcje jednostka ta ułatwiła morderstwa. Właśnie to musimy udowodnić. A w przypadku mobilnych oddziałów, takich jak po części pomocnicy z obozu w Trawnikach, jest to szczególnie trudne. Nie wiemy w jakim oddziale służył Palij po wyszkoleniu go w obozie - przekonywał Rommell.
- Tak zwani "strażnicy z Trawników" czasami pilnowali jedynie pracowników przymusowych, a to nie jest pomocnictwem w morderstwie - zaznaczył.