To już dziesiąta edycja imprezy, która odbywa się tuż po zakończeniu Forum Ekonomicznego. Kiedy wyjeżdżają politycy i biznesmeni, kiedy po chodnikach nie przechadzają się już agenci ochrony, Krynicę przejmują biegacze.
Tutaj nikomu to nie przeszkadza, jeśli spacerowicz chce przejść na drugą stronę deptaka, wystarczy, że cierpliwie poczeka aż przebiegnie zawodnik i pan ochroniarz uchyli barierkę. Kilka kroków i już się jest przy stoiskach jarmarku regionalnego, gdzie można kupić miód, naturalne kosmetyki, swojską kiełbasę albo rękodzieło. Są też stoiska z artykułami dla biegaczy: sprzętem, odżywkami. W modzie jest zdrowe odżywianie, więc jeśli ktoś ma ochotę na coś słodkiego, ale gryzie go sumienie, to może sięgnąć po proteinowy baton, a nawet proteinowego gofra.
Zawsze będę wracał
Wielu wraca co roku. – Jestem tu już ósmy raz. Tu jest taki klimat, że zawsze będę wracał. Rozgrywa się 30 biegów. Ci, którzy nie startują w danym momencie, wspierają resztę. Taki biegacz, który dopinguje, jest najfajniejszy, bo on wie, co to znaczy pokonać maraton. Miałem niewielką nadzieję, że może się uda wygrać, ale Kenijczyk okazał się mocniejszy. Nie było niespodzianek. Za cztery tygodnie startuję w Silesia Maraton w Katowicach – mówi „Rzeczpospolitej" Rafał Czarnecki, drugi na trasie Koral Maratonu i jednocześnie najlepszy z Polaków (trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej zajął Dariusz Nożyński).
Rafał Czarnecki to jeden z tych, dla których bieganie stało się stylem życia. W Krynicy zaliczył już szósty maraton w tym roku. I zapowiada, że dorzuci jeszcze siódmy. Dariusz Nożyński zamierza pobiec w Warszawie i tutaj miał okazję przetestować podbiegi. Może ulica Spacerowa nie jest długa, ale za to stroma, więc już wie, że łatwo nie będzie.
Co mają jednak powiedzieć ci, którzy stają na trasie Biegu 7 Dolin? Tam jest do pokonania 100 km, a podbiegów znacznie więcej. Takiego dystansu trzeba się nauczyć.