Wiadomo było, że Ojciec Święty będzie czynił wszelkie starania, aby wyrwać Polskę spod komunistycznej okupacji, że nawet za koncesje dla katolików w Rosji nie przehandluje swojej ojczyzny.
Ale przecież pontyfikat polskiego papieża był jedynie króciutkim epizodem w historii Kościoła. Stolica Apostolska patrzy na światową politykę z perspektywy dwóch tysięcy lat chrześcijaństwa i czasem poświęca interesy niektórych narodów dla dobra wiary. Przypomnijmy klasyczny przykład: papieża Grzegorza XVI, który za namową rosyjskich dyplomatów wydał w czasie powstania listopadowego skierowany do polskich biskupów dokument (brewe Impensa Charitas) zalecający im, aby nie angażowali się w rebelię i byli posłuszni carowi. Już po upadku powstania ten sam papież wydał encyklikę (Cum prium) potępiającą jego uczestników. Tłumaczył się wprawdzie potem, że został wprowadzony w błąd, ale przyglądając się szerzej jego polityce, można wyraźnie dostrzec, że stawiał na współpracę z Imperium Rosyjskim, zdając sobie sprawę, że to najpoważniejszy sojusznik w walce ze stawiającym wtedy pierwsze kroki liberalizmem. Oba dokumenty Grzegorza XVI były bardzo kłopotliwe dla polskich katolików, szczególnie tych bardziej konserwatywnych. Co jest ważniejsze, Bóg (reprezentowany tu przez Stolicę Apostolską) czy Ojczyzna (w tej roli: powstańcy)? Jak pozostać rzymskim katolikiem i polskim patriotą?
Te pytania, które za Jana Pawła II wydawały się dość abstrakcyjne, w najbliższych latach powrócą. Bo już w czasie walk na wschodzie Ukrainy Franciszek mówił zawsze o wojnie domowej, nigdy nie wspominał o agresji rosyjskiej. Czy papież pochodzący z Ameryki Południowej nie rozumie sytuacji w Europie Wschodniej?
Moim zdaniem rozumie doskonale, ale dla Franciszka priorytetem nie jest (i nie powinna być) suwerenność tego czy innego państewka (także Polski), ale obrona chrześcijaństwa. Papież widzi, że w Europie najpotężniejszym graczem nawiązującym do wartości chrześcijańskich jest dziś prezydent Władimir Putin. Takim, jakim w czasach Grzegorza XVI był car Mikołaj I. To Putin (niezależnie od tego, co myśli na ten temat naprawdę) ogranicza nie tylko retorycznie, ale też realnie światopoglądowe wynaturzenia, które niszczą obecnie kulturę świata zachodniego – takie jak przywileje dla homoseksualistów czy ideologia gender.
Teoretycznie więc każdy dobry katolik, któremu leży na sercu powstrzymanie degrengolady moralnej świata, powinien przychylnie przypatrywać się działalności prezydenta Rosji i zachęcać Franciszka do zawarcia z nim sojuszu. Może także imperialne plany Putina powinniśmy postrzegać, jako szansę na ekspansję cywilizacji chrześcijańskiej...