Choć nie powiodła się próba zgładzenia rosyjskiego wielkorządcy, to Moskwa stanęła przed zbrojnym wyzwaniem, kolejna odsłona polskiego snu o Niepodległej stała się jawą, aby na koniec utonąć we krwi. Czcimy przecież rocznice upadłych powstań, stawiamy pomniki na mogiłach bohaterów. Ale czy było warto? Czy może rację mieli ówcześni generałowie, nieraz z doświadczeniem i ranami jeszcze z wojen napoleońskich; byli przeciwni walce, a niektórzy przypłacili to życiem, zastrzeleni przez powstańców. Nie noszą ich imion dzisiejsze ulice, nie pamiętamy o ich grobach.

Przed powstaniem Polska nie była suwerenna, ale miała swój rząd i armię, gospodarka rozwijała się nieźle, języka polskiego nikt nie tępił. Po powstaniu – wiadomo. Po kolejnym, styczniowym – jeszcze gorzej. Co z tego wynika? Czy tylko odwieczne polskie pytanie: bić się czy się nie bić? Czy tylko odwieczny polski płacz zesłanych i rozstrzelanych? Nie, o wiele więcej: podstawowe pytanie ludzkiej cywilizacji o rewolucję i ewolucję. Rewolucja wymaga odwagi. Ale ewolucja wymaga jeszcze więcej: mądrości, umiaru i determinacji. Nieprawda: tylko te rewolucje okazały się udane, których odwadze towarzyszyła powściągliwość. Może właśnie najbardziej jest potrzebna, gdy leje się krew i upadają posągi tyranów? Ale ewolucja ma cenę najstraszniejszą: konieczność współżycia nie tylko z wrogiem, ale i z łajdakami, których rewolucja postawiłaby przed plutonem egzekucyjnym. Czy starczy na to chłodnej mądrości i umiaru? Bardzo daleko jesteśmy od odpowiedzi. Co by się stało, gdyby przed powstaniem warszawskim zadecydował rozumny rachunek sił i politycznych interesów? A jaka byłaby Polska, gdyby październik 1956 doprowadził – jak na Węgrzech – do antysowieckiego powstania? A ewolucja lat 1989/1990, gdyby do niej nie doszło?

Wielka szkoda, że recytując obowiązkowe frazesy o Niepodległości, unikamy tych największych pytań.