Równo 90 lat temu Tadeusz Boy-Żeleński opublikował „Brązowników" – książkę, która powstała z przekory. Była reakcją na komentarze, że w swoich esejach traktuje Mickiewicza z niewystarczającym nabożeństwem. Bo przecież wieszcz wieszczył, a zatem powinien być „pomnikiem z brązu". Od tamtej pory wszystko się zmieniło, łącznie z ustrojem (dwa razy) i granicami, ale jedno pozostaje niezmienne. Brązownictwo polskie ma się doskonale.

Obserwowaliśmy to po Noblu dla Wisławy Szymborskiej, widzimy i teraz. Te tony lukru, to podlizywanie się. Każdy, kto śmie zakwestionować dogmat o nieomylności i genialności Olgi Tokarczuk, jest trollem (najprawdopodobniej pisowskim). „Gazeta Wyborcza" opublikowała nawet wybór odpowiednich wypowiedzi publicystów, którzy w ów dogmat nie wierzą i odważyli się skrytykować pisarkę. Nawet jeśli te cytaty czasem przekraczają granice tego, co byłbym skłonny akceptować, to cóż z tego? Każdy, kto zabiera głos w debacie publicznej i prezentuje wyraziste poglądy, powinien się liczyć z takimi konsekwencjami. Tak jest wszędzie, ale nie u nas. U nas przed noblistką i innymi autorytetami należy padać na kolana.

Nie wydaje mi się też, że obo wiązuje jednomyślność w kwestii oceny dorobku pisarki. Nie tylko minister kultury ma problemy z dokończeniem jej ostatnich powieści. Sam „Księgi Jakubowe" i „Biegunów" przeczytałem tylko z obowiązku recenzenckiego. Mam do tych książek bardzo poważne zastrzeżenia, o czym pisałem. To nie zmienia faktu, że inne książki pisarki: „Dom dzienny, dom nocny", „Prawiek i inne czasy", „Grę na wielu bębenkach" czy „Prowadź swój pług przez kości umarłych", uważam za rzeczy wybitne. Zresztą nie ja jeden Tokarczuk krytykowałem, również Piotr Kofta czy Dariusz Nowacki (piszący odpowiednio do „Dziennika" i „Gazety Wyborczej") wyrażali się o jej ostatnich książkach nad wyraz powściągliwie. To nie zmienia faktu, że wszyscy się z tej nagrody cieszymy. I wszyscy mamy do tego prawo, bo Olga Tokarczuk tak jak i my dba o to, co Miłosz nazwał „gospodarstwem literatury polskiej". Kontekst polityczny i towarzyski minie, a Nobel zostanie. Podobnie jak książki.

Autor jest zastępcą dyrektora Programu III Polskiego Radia