Mimo to KE w najnowszej ocenie zalicza nasz kraj do grupy ośmiu gospodarek, które nie są zagrożone. Jednocześnie mamy do czynienia z litanią zaleceń, do których wykonania pilnie się trzeba zabrać.

Mniej optymistycznie o polskich realiach gospodarczych wypowiada się agencja Fitch, która widzi i niższy od wcześniej prognozowanego wzrost gospodarczy, i groźbę wzrostu deficytu budżetowego, a to z powodu zapowiedzi spełnienia wyborczych obietnic: obniżenia wieku emerytalnego i podwyższenia kwoty wolnej od podatku.

A rynek wyraźnie słucha złych wiadomości, a nie szuka pozytywów. Po raz kolejny ucierpiał złoty. Co jeszcze może ucierpieć? Przede wszystkim inwestycje, bo niepokojące sygnały, jakie dochodzą z naszego kraju, uważanego dotychczas za lidera demokratycznych przemian, słychać daleko poza naszymi granicami.

Na razie z zagranicznymi inwestycjami jest dobrze. Wicepremier Mateusz Morawiecki mówił o 250 mln euro w I kwartale. Ale co dalej? Niestety, polityczne stosunki z najważniejszymi partnerami pogarszają się z powodu retoryki osób ważnych w państwie i przemian niekoniecznie idących w dobrym kierunku. Na inwestycje węgierskie raczej liczyć nie możemy. Po raz pierwszy od rozpoczęcia demokratycznych przemian i transformacji gospodarczej mówi się nawet o zagrożeniu destabilizacją polityczną.

W tej sytuacji należy tylko mieć nadzieję, że ponawiające się ostrzeżenia uświadomią komu trzeba, że Polska nie jest wyspą, tylko częścią europejskiego systemu gospodarczego.