Waleryj Cepkało: Jeżeli reżim się utrzyma, czeka nas exodus

Liczę na to, że oficerowie białoruscy nie rozpoczną wojny z narodem – mówi „Rzeczpospolitej" Waleryj Cepkało, niedopuszczony do wyborów rywal Łukaszenki, były wiceszef MSZ i były ambasador Białorusi w USA.

Aktualizacja: 10.08.2020 14:27 Publikacja: 09.08.2020 19:14

Waleryj Cepkało: Jeżeli reżim się utrzyma, czeka nas exodus

Foto: Fotorzepa, Rusłan Szoszyn

Jak to się stało, że symbolem walczącej Białorusi stały się trzy kobiety, w tym pana żona Weronika Cepkało, która pomagała w kampanii Swiatłanie Cichanouskiej.

Waleryj Cepkało: Będąc jeszcze w Mińsku, zaproponowałem Swiatłanie połączenie sił, moja żona spotkała się z nią, przyszła tam też Maria Kalesnikowa (szefowa sztabu Wiktara Babaryki), z którą też wtedy porozmawiałem. Zrobiły wspólne zdjęcie i zostały symbolem Białorusi walczącej z reżimem. To przerwało totalne rozczarowanie i przywróciło ludziom nadzieję, nikt tego nie planował.

Wyjechał pan z kraju wraz z dziećmi po tym, jak nie dopuszczono pana do wyborów. Dlaczego do Rosji?

Nie chciałem powtórzyć losu dyrektorów cukrowni, którzy w lutym lecieli na Zachód, ale ich samolot cofnięto nad Polską i aresztowano na Białorusi. Po tym, jak aresztowano Babarykę, dostałem z różnych źródeł w służbach informację, że niedługo zostanę zatrzymany. Wyjechałem więc samochodem do Rosji.

W Moskwie spotykał się pan z rosyjskimi politykami?

Spotykałem się z jednym, jest deputowanym Dumy, ale nie należy do Jednej Rosji. Nie chcę wymieniać jego imienia. Opowiedział, jak w Moskwie patrzą na białoruskie wybory i co o tym myślą. To mój stary znajomy.

I co myślą?

Wtedy zajmowali neutralne stanowisko. Dlatego napisałem list do Putina, poprosiłem, by nie ingerowali, domagali się uczciwego liczenia głosów oraz by nie uznawali zwycięstwa Łukaszenki, jeżeli takie wybory nie odpowiadają nawet standardom Rosji. Niech białoruski reżim zostanie wyrzutkiem.

W liście do Putina zarzuca pan m.in. Łukaszence, że nie zrealizował umowy z 1999 roku o utworzeniu Państwa Związkowego, a to oznaczałoby wchłonięcie Białorusi przez Rosję. Pan tego chce?

Nie. W tym porozumieniu mamy postulaty, które pracują, ale są takie, których nie można zrealizować. Musimy zachować to, co jest, świetnie się sprawuje np. strefa wolnego handlu oraz to, że ludzie mogą swobodnie podróżować i pracować w Rosji. Ale nie może być wspólnej waluty czy wspólnego sądu. Musimy usiąść i przeprowadzić rewizję, spojrzeć na to porozumienie na nowo. Zbyt mocno jesteśmy uzależnieni od Rosji, by stawiać krzyż na naszych relacjach, zbyt długo to wszystko budowaliśmy.

Putin odpowiedział?

Nie, nikt nie odpisał, ale nam nie chodziło o to.

Pod koniec lutego rozmawiałem z Siergiejem Aksjonowem. Zapewniał, że nie chodzi o dołączenie do Rosji. W połowie marca stał już u boku Putina, do dzisiaj jest gubernatorem oderwanego od Ukrainy Krymu. A gdyby w ostatniej chwili Kreml zaproponował panu zostanie gubernatorem Białorusi?

Nie ma mowy. Suwerenność i niepodległość kraju nie może być przedmiotem negocjacji. Możemy być sojusznikami, to odpowiada naszym interesom. Rozumiemy też obawy naszych partnerów i zdajemy sprawę z tego, że Rosja nigdy nie pozwoli, by wojska NATO stacjonowały pod Smoleńskiem. Ale nie pozwolimy też na to, by rosyjskie wojska stały w Brześciu czy w Grodnie. Białoruś powinna być neutralna i przyjaźnić się ze wszystkimi sąsiadami bez wyjątku, zarówno z Rosją, jak i z Zachodem. Musimy też dążyć do otwartych granic z UE.

A gdyby Rosja zaproponowała panu pomoc w obaleniu Łukaszenki?

Zależy mi na poparciu jedynie narodu Białorusi. Dla nas głównym celem jest nie tylko obalenie Łukaszenki, ale i obrona białoruskiej suwerenności i niepodległości. Białoruś musi stać się państwem demokratycznym. Łukaszenko blokuje rozwój Białorusi i to on stanowi główne zagrożenie dla suwerenności naszego kraju. Białoruś z Łukaszenką zbliża się do przepaści, jeżeli utrzyma władzę, czeka nas masowy exodus.

Załóżmy, że po wyborach 9 sierpnia po raz kolejny dojdzie do „zwycięstwa" prezydenta (rozmowa odbyła się przed wyborami, które - jak wynika z wstępnych wyników podanych przez białoruską CKW - wygrał z poparciem ponad 80 proc. głosów obecny prezydent). Ludzie wyjdą na ulice, ale władze mają milicję i wojsko. Co mogą bezbronni ludzie?

Trudno coś planować, grając z szulerem w karty. Mamy do czynienia z sytuacją, gdy nie ma żadnych zasad gry. Trudno powiedzieć, czym to się skończy. Liczę na to, że nie dojdzie do przelewu krwi, tak jak było na Ukrainie. Ukraińcy zapłacili wysoką cenę, krwią kupili swoją wolność, stracili część terytorium, ale nie chciałbym takiego scenariusza. Liczę na to, że oficerowie białoruscy nie rozpoczną wojny z własnym narodem, to byłaby hańba. Mam nadzieję, że jeżeli Łukaszenko wyda przestępczy rozkaz, białoruskim oficerom wystarczy odwagi, by go aresztować i zawieźć do międzynarodowego trybunału w Hadze.

Prezydent Białorusi Aleksander Łukaszenko twierdzi, że poszedł pan do polityki, by uniknąć odpowiedzialności karnej. Co pan takiego zrobił?

Gdy ogłosiłem swój udział w wyborach, Łukaszenko mówił, że posiada kompromitujące mnie informacje. Straszył, że je pokaże i że na własne życzenie zrezygnuję z wyborów. Powiedziałem wtedy: jeżeli masz, to pokaż. Ja się nie boję, nikt nic nie ujawnił. Prezydent Białorusi zachowuje się jak złodziej z Bagdadu, który sam ukradł i krzyczy na innego „łapcie złodzieja". Wiemy, w jaki sposób zarabia pieniądze. Jeden serbski biznesmen poznał Łukaszenkę, będąc na wczasach w Austrii, i tuż po tym jego interesy na Białorusi zaczęły prędko się rozwijać. Dostaje bezpłatnie najlepsze działki w Mińsku, np. obok Biblioteki Narodowej i metra, dostał też działki obok lotniska Mińsk-1 oraz parku Czeluskincew. To miliardy dolarów. Mało tego, Łukaszenko wydał odrębne rozporządzenie i zwolnił tego biznesmena z płacenia podatku dochodowego, VAT i cła. A ten buduje tam bloki i sprzedaje mieszkania Białorusinom. Pieniądze wyprowadzają za granicę. Czy to nie jest korupcja?

To dlatego zdecydował się pan na udział w wyborach?

Chcę to wszystko powstrzymać. Zacząć budować kraj normalnie i w cywilizowany sposób. Oni nie umieją tego robić, wybudowane przez nich budynki pękają i się sypią. Dzisiaj PKB Białorusi jest mniejszy niż dziesięć lat temu, rozwoju brak. Zarobki maleją, a kraj zsuwa się w kierunku katastrofy gospodarczej. Zwłaszcza że niedawno Rosja przestała sponsorować Łukaszenkę, ale i tam ma lepsze ceny na surowce energetyczne niż np. Polska.

Ostatnie tygodnie na Białorusi kojarzyły się z wielotysięcznymi wiecami przeciwników reżimu. Łukaszenko przyznał, że przegrał z technologiami, które mobilizują ludzi. To pan stworzył w 2005 roku Park Wysokich Technologii (PWT) i rozwinął branżę IT w Mińsku. Czyli to pan podłożył Łukaszence bombę z opóźnionym zapłonem?

Wtedy nie myślałem o tym, chciałem pokazać, że możemy mieć inny model gospodarczy, podatkowy – i inny klimat inwestycyjny. Chciałem udowodnić, że sektor prywatny odnosi sukces. Dzisiaj pracuje tam prawie 60 tys. osób, a średni zarobek wynosi 2,3 tys. rubli (równowartość 3,5 tys. zł, średnia krajowa na Białorusi to równowartość 1500 zł). Powstały tam takie marki jak World of Tanks, Viber, Masquerade. Chciałbym przenieść to doświadczenie na gospodarkę całego kraju. Przecież Białorusini umieją nie tylko obierać ziemniaki.

Z drugiej strony pracował pan dla Łukaszenki od 1994 roku, wtedy był pan nawet w jego sztabie wyborczym. Nie przeszkadzało panu to, że w 2006 czy w 2010 roku pacyfikowano protesty, a konkurentów wsadzano do więzień?

W jego pierwszej kampanii wyborczej było wiele osób, byli tam m.in. Wiktar Hanczar i Juryj Zacharanka, którzy następnie zniknęli bez śladu. Było wiele innych osób, które później przeszły przez więzienia. Wybory polegają na tym, że jeżeli naród się pomyli, to będzie miał za pięć lat kolejną możliwość wyboru. Naród Białorusi pozbawiono tego prawa. W 2006 roku dopiero zacząłem tworzyć PWT i chciałem to rozwinąć. Wtedy nie mogłem poprzeć opozycji, bo wiedziałem, że nic ode mnie nie zależało. W 2010 roku była podobna sytuacja, gdyż PWT dopiero zaczął się rozkręcać. Chciałem wystartować w 2015 roku, ale wtedy naraziłbym wielu ludzi, programistów, partnerów i inwestorów.

Długo się pan zastanawiał, aż do 2017 roku, gdy Łukaszenko pana zwolnił.

Rozczarowałem się dużo wcześniej. Ale zależało mi na realizacji pomysłu i utworzeniu czegoś, co pokazywałoby, że inna Białoruś jest możliwa. W 2017 roku miałem konflikt z organami ścigania na Białorusi, gdy zaczęły się areszty ludzi z PWT. Na łamach prezydenckiej gazety „Biełaruś Siegodnia" (dawniej Radziecka Białoruś) skrytykowałem białoruskie służby i powiedziałem, że to koniec dla branży IT. Prokuratura generalna powiedziała wtedy, że doszło do „spekulacji". Czyli okazało się, że kupić coś taniej i sprzedać drożej to już na Białorusi przestępstwo kryminalne. Jak za komuny. Najpierw zwolniono mnie, a później podziękowali redaktorowi naczelnemu gazety Pawłowi Jakubowiczowi.

W jaki sposób wjechał pan do Polski bez obowiązku odbycia 14-dniowej kwarantanny? Nie ma pan czasem paszportu Malty czy Cypru?

Nie mam. Mam pozwolenie głównego inspektora sanitarnego. Napisałem pismo i w ciągu trzech godzin dostałem odpowiedź, musiałem ten dokument pokazać na granicy.

Jak to się stało, że symbolem walczącej Białorusi stały się trzy kobiety, w tym pana żona Weronika Cepkało, która pomagała w kampanii Swiatłanie Cichanouskiej.

Waleryj Cepkało: Będąc jeszcze w Mińsku, zaproponowałem Swiatłanie połączenie sił, moja żona spotkała się z nią, przyszła tam też Maria Kalesnikowa (szefowa sztabu Wiktara Babaryki), z którą też wtedy porozmawiałem. Zrobiły wspólne zdjęcie i zostały symbolem Białorusi walczącej z reżimem. To przerwało totalne rozczarowanie i przywróciło ludziom nadzieję, nikt tego nie planował.

Pozostało 93% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 792
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 791
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 790
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 789
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 788