Platforma i PiS dzielą się imigrantami

Sejmowa debata o przyjmowaniu imigrantów w Polsce miała skłonić rząd, by przedstawił stanowisko w tej sprawie. Ale rząd zrobił wiele, by niewiele powiedzieć.

Publikacja: 16.09.2015 21:00

Platforma i PiS dzielą się imigrantami

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Polski problem z kryzysem imigracyjnym w Unii Europejskiej polega na tym, że nie bardzo wiadomo, jak chce się w tej sprawie zachować rząd. Nie tylko wypowiedzi poszczególnych ministrów bywają sprzeczne, ale nawet premier zdarza się składać deklaracje, które się wykluczają.

Debata w Sejmie mogła się stać dla rządu okazją, aby zaprezentować wreszcie jednolite stanowisko. Ale okazją taką się nie stała. Pani premier mówiła, wykorzystując wysoki poziom emocji, jednak bez konkretów.

Wspominała o „geście solidarności", „rodzinie europejskiej", „wiarygodności Polski w UE". Jak więc rząd chce negocjować z UE rozwiązanie kryzysu imigracyjnego? – Na jednej szali ważymy wiarygodność Polski w UE, a na drugiej realne lęki Polaków. Rząd w tej sytuacji musi być odpowiedzialny, musi być wiarygodny i przygotowany do decyzji, które podejmie – mówiła Ewa Kopacz.

W lipcu rząd przystał na przyjęcie w ciągu dwóch lat ponad 2 tys. uchodźców. Tyle że w sierpniu do UE ruszyła lawina imigrantów, którzy są w tej chwili liczeni w setkach tysięcy. Stąd naciski Brukseli, by Polska i inne kraje Europy Środkowo-Wschodniej zwiększyły swe kontyngenty – w naszym przypadku do niemal 12 tys osób. Szefowa MSW Teresa Piotrowska powtórzyła wcześniejsze deklaracje, że Polska otrzyma 10 tys. euro na każdą przesiedloną osobę i 6 tys. na imigranta relokowanego z UE.

Ilu ich ostatecznie będzie? Z jednej strony Kopacz sugerowała w środę w Sejmie, że rząd nie akceptuje propozycji Brukseli, by wprowadzić obowiązkowe kwoty imigrantów dla wszystkich krajów UE. Powtórzyła postulat, by UE oddzielała imigrantów ekonomicznych od uchodźców politycznych oraz uszczelniła granice zewnętrzne. Z drugiej strony pani premier podkreślała, że w Polsce jest „najniższy odsetek społeczności imigracyjnej", który wynosi 0,3 proc. – Dzisiaj to Europa i nasi partnerzy w Europie oczekują od nas tej solidarności – przekonywała. Sugerowała, że gdyby w razie zaostrzenia konfliktu w Donbasie Polskę zalała fala imigrantów z Ukrainy, pozostałe kraje UE przyjmą część z nich.

Wśród ministrów widać też było różnice. Przyjęcie imigrantów wsparł szef MSZ Grzegorz Schetyna, ale jego zastępca ds. europejskich Rafał Trzaskowski był ostrożniejszy. – Musimy wysłać jasny komunikat: UE nie stać na to, by pomóc wszystkim i wszystkich przyjąć w Europie.

W dodatku w wystąpieniu pani premier pojawiły się nieścisłości. Żeby uspokoić obawy prawicowej opozycji, Ewa Kopacz przypomniała, że w latach 90. Polska przyjęła 86 tys. Czeczenów uciekających z kraju po rozpętanych przez Rosję wojnach. – Czy odnotowaliście sytuacje, które zagrażałyby bezpieczeństwu Polaków? – pytała retorycznie posłów. Widać wyraźnie, że pani premier nie czytała raportu ABW za 2014 r., w którym opisana jest działalność komórki wsparcia logistycznego Państwa Islamskiego stworzonego w diasporze czeczeńskiej na Podlasiu.

W dodatku Kopacz, podobnie jak jej ministrowie, zapewniła, że cudzoziemcy, którzy zostaną przez Polskę przyjęci, będą weryfikowani przez nasze służby. Tyle tylko, że niedawno szef ABW, gen. Dariusz Łuczak, mówił „Rzeczpospolitej", że w tej chwili nie jesteśmy w stanie stwierdzić, czy osoby figurujące na listach to te, które rzeczywiście do nas przyjadą.

Brak konkretów i niespójność w wypowiedziach członków rządu wytykał lider PiS Jarosław Kaczyński. Po jego wystąpieniu jasne jest, że największa partia opozycyjna będzie w kampanii wykorzystywać antyimgracyjne nastroje. Lider PiS zaproponował, aby Polska współfinansowała obozy dla uchodźców w Północnej Afryce i na Bliskim Wschodzie. Kaczyński nie godzi się, aby Polska przyjmowała imigrantów pod naciskiem Brukseli, co uznał za naruszenie konstytucji. – Czy chcecie państwo, żebyśmy przestali być gospodarzami we własnym kraju? Otóż ja chcę jasno powiedzieć: Polacy tego nie chcą i nie chce tego PiS – stwierdził.

Kopacz natychmiast to podchwyciła. – Chcę zapytać czołowych obrońców życia i pierwszego katolika, jaką cenę za życie wyznaczył. Dzisiaj mówi „zapłaćmy", więc ja pytam PiS, jaką cenę ma ludzkie życie? – atakowała Kaczyńskiego. A potem skrytykowała jeszcze rządy PiS i Lecha Kaczyńskiego, czym dowiodła, że od początku w tej debacie bardziej chodziło o zajęcie przedwyborczych pozycji niż o dyskusję nad receptami na imigracyjną katastrofę.

Polski problem z kryzysem imigracyjnym w Unii Europejskiej polega na tym, że nie bardzo wiadomo, jak chce się w tej sprawie zachować rząd. Nie tylko wypowiedzi poszczególnych ministrów bywają sprzeczne, ale nawet premier zdarza się składać deklaracje, które się wykluczają.

Debata w Sejmie mogła się stać dla rządu okazją, aby zaprezentować wreszcie jednolite stanowisko. Ale okazją taką się nie stała. Pani premier mówiła, wykorzystując wysoki poziom emocji, jednak bez konkretów.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Potrzeba nieustannej debaty nad samorządem
Publicystyka
Piotr Solarz: Studia MBA potrzebują rewolucji
Publicystyka
Estera Flieger: Adam Leszczyński w Instytucie Dmowskiego. Czyli tak samo, tylko na odwrót
Publicystyka
Maciej Strzembosz: Kto wygrał, kto przegrał wybory samorządowe