Niepełnosprawni i ich opiekunowie wyglądali w sejmowym oknie jak ofiary złego czarnoksiężnika w oblężonej twierdzy, strzeżeni przez wyjątkowo nieprzyjemnych strażników. Eleganccy urzędnicy w niebieskich garniturach odrywający ręce protestujących matek od framugi okna to kolejna eskalacja tego konfliktu ze strony władzy. Trudno nawet opisać, jak znikomy sens ma obudowywanie sejmowego korytarza szklanymi czy tekturowymi panelami, by goście szczytu NATO ich nie zauważyli. Absurd goni absurd.

Stąd awantura o wywieszany w oknie banner, skierowany do zagranicznych gości. Ale czwartkowe zdjęcia okna pokazały coś jeszcze: w Sejmie nie ma legionów opozycji strzegących przestrzeni życiowej protestujących. Pracowicie uwija się, pomagając im, zaledwie kilka osób, z posłankami Joanną Scheuring-Wielgus i Agnieszką Ścigaj. Rozumiem, że opozycja ma dobry smak i wyczucie stylu, więc nie chce pozować na tle wózków i śpiworów. Lechowi Wałęsie takie pozowanie nie wyszło zbyt zręcznie. Ale Sejm to przecież miejsce parlamentarzystów. Nie powinno się go oddawać walkowerem.

Wrażenie z medialnych przekazów jest takie, że niepełnosprawni są sami. Opozycja parlamentarna ich poparła i zostawiła, nie mając pomysłu na to, co robić dalej, i właśnie dlatego PiS liczy na to, że protest sam wygaśnie. Nieudane blokowanie sejmowej mównicy w grudniu 2016 r. spowodowało chyba jakiś kompleks w PO i Nowoczesnej, które przestraszyły się perspektywy jakiejkolwiek „akcji bezpośredniej", nawet takiej, która polegałaby na konsekwentnym patrzeniu na ręce strażnikom, urzędnikom i remontowym brygadom, którzy wzięli Sejm w posiadanie, wprost z hojnych rąk marszałka Kuchcińskiego.

W dodatku PiS ma kłopoty z decyzyjnością, wynikające ze szpitalnych zabiegów prezesa Kaczyńskiego. Wydawać by się mogło, że gdy drużyna przeciwna gra w osłabieniu, to każdy wie, że trzeba wzmocnić atak na boisku, a już na pewno wie to Grzegorz Schetyna. Ale okazuje się, że nie. W opozycji panuje uśpienie, Nowoczesna liże rany i chyba tylko PSL próbuje na bieżąco odbijać się od parlamentarnego klinczu i kłopotów partii rządzącej.

Wygląda na to, że opozycja – i ta parlamentarna, i ta pozaparlamentarna – jest zmęczona PiS. Ciągłym protestowaniem, krytykowaniem i punktowaniem przeciwnika. Wszyscy czekają na jakieś wybory, żeby wreszcie można było coś inaczej zdefiniować. Ale ani wybory same się nie wygrają, ani nie muszą przynieść zmiany sytuacji. Co więcej, może się tak zdarzyć, że sytuacja będzie jeszcze trudniejsza. Więc jedyny sposób to być tam, gdzie jest miejsce opozycji: w parlamencie i na ulicy. Na wiece wyborcze jeszcze przyjdzie czas.