Ewentualne zmiana na stanowisku ministra sprawiedliwości nie budzi emocji w kręgach unijnych i trudno o uzyskanie jakiegoś komentarza. Po pierwsze, Komisja Europejska nigdy nie wypowiada się na temat przetasowań w rządach państw członkowskich. Po drugie, mimo że oczywiście są tam ludzie uważniej śledzący krajowe media, sytuacja w Polsce nie jest na razie łatwa do odczytania. Po trzecie, i chyba najważniejsze, blisko pięcioletni spór Polski z Komisją Europejską o praworządność pokazał Brukseli, że nie chodzi o personalia. Atak na praworządność w Polsce jest zjawiskiem systemowym, które trudno powiązać z konkretnym nazwiskiem w rządzie. – Dla nas on ma twarz premiera Morawieckiego – słyszymy w Brukseli. I dopóki nie nastąpią prawdziwe zmiany, a nie tylko personalne, trudno, żeby Komisja uznała ewentualną dymisję Ziobry za dobry znak.

W Brukseli Zbigniew Ziobro jest praktycznie nieznany. Mimo że od pięciu lat sprawuje funkcję ministra sprawiedliwości, to nigdy nie przyjechał na unijną radę ministrów sprawiedliwości. W sporze o praworządność zazwyczaj nie chciał się spotykać z odpowiadającymi za procedurę komisarzami – najpierw, do grudnia 2019 roku, Fransem Timmermansem, a teraz Věrą Jourovą i Didierem Reyndersem. Timmermans dostawał tylko od niego obcesowe listy. Natomiast Jourova, która – w przeciwieństwie do zdecydowanego Holendra – chciała być bardziej koncyliacyjna, ku swojemu zdziwieniu została zaszczycona ofertą spotkania z Ziobro w czasie swojej wizyty w Warszawie w styczniu tego roku. – Było bardzo miło, obie strony wyraziły swoje stanowisko – słyszeliśmy po spotkaniu.

W bezpośrednich relacjach z polskim rządem nie było więc żadnych danych, żeby stwierdzić, że to Ziobro jest autorem radykalnego kursu w sprawie praworządności. Poza sygnałami wysyłanymi przez samego Morawieckiego. To on, nie tylko w sprawie praworządności, tworzy w Brukseli wrażenie polityka proeuropejskiego, z którym trzeba się porozumieć. Bo jak nie, to przyjdzie Ziobro i inni i będzie jeszcze gorzej. Ta taktyka przez bardzo krótki czas działała wobec poprzednich władz Komisji – przewodniczącego Jeana-Claude’a Junckera, jego wszechmocnego szefa gabinetu Martina Selmayra i komisarza Timmermansa. Z Selmayrem na tajnych kolacjach spotykał się Adam Bielan, wysłannik Kaczyńskiego. A Timmermansa próbowali oczarować polscy dyplomaci.

Wszystko to działo się na wiosnę 2018 roku, niedługo po tym, jak Mateusz Morawiecki zastąpił Beatę Szydło na stanowisku premiera. Jednak szybko się okazało, że zmiana – prezentowana jako próba odbudowania dobrych relacji z Brukselę – w sprawie praworządności żadnych skutków nie będzie miała. Owszem, retoryka była bardziej proeuropejska, ale obietnic nie spełniono, a radykalny kurs na kompletny demontaż wymiaru sprawiedliwości został nawet zaostrzony. To przekonało Brukselę, że po zapowiedziach i nazwiskach nie można oceniać intencji polskiego rządu. – Nieważne, czy za zmianami stoi Morawiecki, Ziobro czy Kaczyński. Dla nas interlokutorem jest premier jako szef demokratycznie wybranego rządu – mówi nasz rozmówca.