Oczywiście, historycy i dziennikarze wiedzą, że wojna jednak była. Że po ataku Saddama Husajna na Kuwejt Amerykanie naprawdę uderzyli na Irak. Francuski filozof nie miał zamiaru zaprzeczać faktom. Chodziło mu o to, że był to pierwszy prawdziwie medialny konflikt rozgrywający się w przestrzeni wirtualnej. Tyle że to było prawie 30 lat temu i dziś granice wirtualności przesunięte są znacznie dalej. Widzimy to choćby na przykładzie sytuacji na Ukrainie, gdzie trwa zamrożony konflikt, który właśnie wszedł w ostrzejszą fazę po wydarzeniach na Morzu Azowskim. Jako że żyjemy w epoce fake newsów, nie jest dziś nawet pewne, kto kogo zaatakował, choć wszyscy wiedzą, że imię agresora w tamtej części świata brzmi Władimir.

Ale wyobraźcie sobie państwo szok poznawczy, jakiego doznaje człowiek, który widzi Ukraińców mówiących, że w Cieśninie Kerczeńskiej nic się nie dzieje. Zdarzyło mi się to kilka dni temu podczas oglądania któregoś z kanałów informacyjnych. W ulicznej sondzie przeprowadzonej bodaj na ulicach Kijowa zwyczajni ludzie mówili, że przecież nie ma żadnego konfliktu. Mówimy tu o tej samej Ukrainie, gdzie w niedawnym sondażu prezydenckim drugie miejsce zajął aktor grający prezydenta w serialu „Sługa narodu”. Vladimir Zelenskiy może liczyć na większe poparcie niż obecnie urzędująca głowa państwa Petro Poroszenko. Dodam do tego jeszcze, że aktor w żadnych wyborach startować nie zamierza. Po prostu gra rolę w komedii opowiadającej o tym, jak zwyczajny nauczyciel zostaje prezydentem i próbuje prowadzić normalne życie.

Na tej podstawie możemy chyba mówić o poważnym zaburzeniu władz poznawczych pewnej części obywateli Ukrainy, którzy bardziej niż w rzeczywistości realnej żyją w tej wirtualnej. Ale czy u nas jest inaczej? Skoro da się wykreować np. polexit, czyli wyjście naszego kraju z Unii, mimo że żaden poważny polski polityk nawet nie rozważa takiej ewentualności?

Autor jest zastępcą dyrektora Programu III Polskiego Radia