Arkadiusz Grabowski, 38-latek z Gdańska, z wirusowym zapaleniem wątroby typu C walczy od pięciu lat. Wirus, którym najprawdopodobniej zakaził się w pierwszym roku życia, podczas operacji stawu biodrowego, przez 32 lata nie dawał żadnych objawów. Arkadiusza zaniepokoiły podwyższone wyniki prób wątrobowych – badania kontrolne wykonywał co roku i dotychczas był okazem zdrowia.
Cichy zabójca
Biopsja wątroby nie pozostawiała wątpliwości. – Miałem stan zwłóknienia na poziomie 4, czyli bliski marskości wątroby – opowiada Grabowski.
Okazało się, że choruje na przewlekłe WZW typu C. Diagnoza była początkiem drogi przez mękę. W 2010 r. zakwalifikował się na terapię dwulekową, która bardzo go osłabiła, przyprawiała o ciągłe stany grypowe i gorszy nastrój.
Roczna terapia nie przyniosła rezultatu. Później, po badaniach genetycznych, okazało się, że nie było szans na wyleczenie po zastosowaniu tej terapii, bo Arkadiusz należy do jednej czwartej Polaków o genotypie TT, najgorzej poddających się leczeniu.
Na szczęście udało mu się załapać na nowoczesną terapię trójlekową. I choć medykamenty osłabiają go do granic wyczerpania, nie poddaje się, pracuje i czeka na przeszczep wątroby.